Młoda dziewczyna siedziała przy jednym z wielu
okrągłych stolików w stołówce szkolnej. Rozglądała się po całym pomieszczeniu,
mierząc każdego ucznia. Wiele osób przyglądało się jej ze wzrokiem mówiącym, że
chcieliby siąść koło niej i wspólnie z nią zjeść lunch, jednak nikt nie ma tyle
odwagi, aby wykonać krok. I bardzo dobrze. Nastolatka wielokrotnie powtarza
sobie, że nie potrzebuje towarzystwa. Jest indywidualistką, dla której życie to
walka o to by zgarnąć jak najwięcej. Potrafi poradzić sobie w każdej sytuacji.
Wielokrotnie wykorzystywała ludzi, aby coś dla niej zrobili. Potrafiła każdego
namówić do ośmieszenia się tylko dlatego, aby ona miała rozrywkę. Może właśnie
dlatego rządziła w tej szkole? Bardzo prawdopodobne. Jednak zdarzały się
również wyjątki wśród ludzi. Niektórzy jej nie ulegali i potrafili się
postawić. Takimi osobami gardziła i nienawidziła ich z całego serca. Jaka
ironia, że właśnie będzie musiała zaprzeczyć wszystkim swoim zasadom, aby
osiągnąć swój cel.
Wyciągnęła z torby czerwone jabłko i obróciła je kilka
razy w dłoniach, a następnie ugryzła. Odłożyła owoc i przeczesała ręką swoje
długie blond włosy. Poczuła na plecach czyjś dotyk i przestraszona szybko się odwróciła, aby sprawdzić kto przekroczył jej
przestrzeń osobistą. Nad sobą zobaczyła stojącego ciemnowłosego chłopaka, który
jako jedyny lubił Victorię za to jaka jest i nie próbował jej zmieniać lub też
domyślać jej wad i zalet jak większość ludzi w tym mieście. Wiedział bowiem, że
nie ma to sensu, gdyż blondynka należy do osób, które nie potrafią zobaczyć w
sobie czegoś, co powinno się zmienić. Dziewczyna była dumna ze swoich wad i
były one dla niej o wiele ważniejsze niż zalety. Każda zła rzecz stawiała ją w
świetle, w jakim chciała być widziana.
-Idziesz na
imprezę do Chaza? – zapytał szatyn, siadając koło nastolatki.
-Nie. Sami
nudziarze będą. – burknęła, powracając do jedzenia jabłka.
-Ja idę. –
zawołał, śmiejąc się pod nosem.
-No właśnie
o tym mówię. – odparła beznamiętnie, nie zaszczycając chłopaka spojrzeniem.
Victoria była niesamowicie szczerą, a czasami nawet do bólu, osobą. Nigdy nie
owijała w bawełnę, a jej obojętność i brak skupienia w czasie rozmowy,
potrafiło zirytować niejednego człowieka. Ale z pewnością nie ciemnowłosego. Znał dziewczynę już na tyle długo, że przyzwyczaił
się do jej zachowania wobec innych. Bardzo różnił się od blondynki. Ona -
wredna, chamska, nieczuła i irytująca, a on - miły, uprzejmy, czuły i
przyjacielski. Jednak w jednym byli identyczni. Kiedy czegoś chcieli dostawali
to. Może to właśnie dlatego chłopak był jedyną osobą, którą Victoria potrafiła
zaakceptować. W końcu przeciwieństwa się przyciągają.
-Jason masz
zadanie z chemii? – spytała, wyciągając zeszyt. Osiemnastolatek zaśmiał się
głośno, dając jej tym samym do zrozumienia, że pytając go o zadanie to tak,
jakby zapytać chearliderkę, czy ma szminkę do ust. Dziewczyna wywróciła oczami
i zdzieliła przyjaciela po głowie. Wstała od stołu i podeszła do grupki kujonów siedzących w kącie pomieszczenia. Rzuciła notes
między nich, zwracając tym samym na siebie uwagę. – Macie godzinę na zrobienie
mi zadania. – powiedziała i odeszła, kierując się w stronę wyjścia ze stołówki.
Podeszła do swojej szafki szkolnej i otworzyła ją, wyjmując błyszczyk. Musnęła
nim wargi i oparła się o ścianę, krzyżując nogi. Po korytarzu kręciło się tylko
kilku uczniów, gdyż większość w tym czasie jadła lunch.
-To wpadasz
dzisiaj do mnie na imprezę? – usłyszała głos Chaza. Chłopak otoczył ją
ramionami, tak, że dziewczyna nie miała się jak ruszyć.
-Tak bardzo
chcesz, żebym przyszła? – zapytała z kpiną w głosie.
-Oczywiście.
Największa księżniczka w szkole musi przyjść – uśmiechnął się głupkowato.
Obydwoje nienawidzili się odkąd blondynka wprowadziła się do tego miasta.
Niebieskooka nie ukrywała niechęci do niego, tak samo jak i do całej jego
bandy, do której należał jeszcze Christian Beadles i Ryan Butler. Według
nastolatki uważali się za lepszych tylko dlatego, że przyjaźnią się z samym
Justinem Bieberem. Jednak oni mieli o sobie inne zdanie. Nigdy nie wymigiwali
się od obowiązków, jak również nigdy nie wykorzystywali tej znajomości do
niczego. Nie chcieli być rozpoznawani tylko jako ci, którzy zadają się z
gwiazdą światowego formatu, ale jednocześnie bardzo lubili Justina i nie
wyobrażali sobie życia bez niego.
-W takim
razie na pewno się pojawię. – przejechała ręką po jego brzuchu - Jak tylko
magicznie zmienię o tobie zdanie. – syknęła, uśmiechając się słodko. Chwyciła
chłopaka za podkoszulek i przyciągnęła go jeszcze bliżej siebie, tak, że niemal
stykali się ciałami. Blondynka patrzyła Chazowi głęboko w oczy, próbując go
onieśmielić. Jednak bezskutecznie. Nastolatek przybliżył twarz w jej stronę i
przygryzł delikatnie jej dolną wargę. Dłonią przejechał po policzku, a
następnie złożył na jej ustach namiętny pocałunek. Victoria oplątała wokół jego
kolan swoją nogę, jeżdżąc nią w dół i górę. – Naucz się całować chłopczyku –
zaśmiała się głośno i odepchnęła od siebie osiemnastolatka, kierując się w
stronę klasy.
-I kto to
mówi! – zawołał na co ona pokazała mu środkowy palec.
*
-Katie wracaj tutaj, w tej chwili! – pięcioletnia
dziewczynka chowała się za jednym z krzaków w swoim ogrodzie, zatykając sobie usta dłonią, aby ojciec, który szukał jej z
paskiem od spodni w ręce, nie mógł usłyszeć jej nierównego oddechu. – Wyłaź
natychmiast, albo dostaniesz tak po dupie, że nie siądziesz na niej przez
miesiąc! – krzyknął, szukając swojej córki. W jej oczach zbierały się łzy,
które z całej siły chciała opanować. Jednak z każdą kolejną sekundą było coraz
trudniej je powstrzymać. Nogi miała podkulone pod samą brodę, a dłonie
zaciśnięte w pięści. Bała się własnego
ojca. Tak często podnosił na nią rękę, że już dawno przestała nazywać go swoim
tatą. Człowiek, który nie szanuje innych i bije dziewczyny nie zasługuje na to
miano. Katie często zadawała sobie pytanie, dlaczego akurat ona musi przez to
przechodzić. Nie wiedziała czym zawiniła. Miała tylko pięć lat, a o prawdziwym życiu mogła powiedzieć znacznie więcej, niż nie jeden dorosły.
Siedziała w krzakach dobre 10 minut, czekając, aż
mężczyzna znudzi się szukaniem i grożeniem jej i wejdzie z powrotem do domu,
aby dokończyć swoje piwo przy kolejnym nudnym meczu hokeja. Pociągnęła nosem, a
nie słysząc wołania, wyszła z ukrycia. Poprawiła swoją czerwoną sukieneczkę i skradając się, wyszła poza teren domu. Poszła do parku, gdzie często
uciekała. Czuła się tam o wiele lepiej. Mogła usiąść na jednej z ławek i
popłakać w samotności. Tak też zrobiła i tym razem. Schowała twarzyczkę w
malutkie dłonie i zaczęła cichutko łkać. Poczuła na sobie czyjeś ręce.
Obejmowały ją delikatnie, a zarazem na tyle mocno, aby mogła poczuć, że nie
jest sama. Podniosła swoje zapłakane oczy i zobaczyła brązowowłosą dziewczynę,
która przyglądała jej się ze współczuciem w oczach. Wiedziała dokładnie w
jakiej sytuacji jest pięciolatka. Nawet raz była świadkiem uderzenia małej
przez jej ojca. Chciała jej pomóc, ale ta tylko prosiła, aby nikomu nie mówiła
o tym, co się dzieje. Pomimo obrzydzenia do mężczyzny, kochała go. Bez względu
na wszystko zawsze będzie darzyła go tym uczuciem, nawet jeśli na to nie
zasługuje.
-Katie, nie
płacz już, proszę – jęknęła nastolatka, głaszcząc dziewczynkę po włosach.
-Po prostu
mnie przytul Sam – wyszeptała i wtuliła się w siedemnastolatkę jak najmocniej
potrafiła. Tylko jej mogła zaufać w stu procentach. Mamy nie zdążyła poznać,
gdyż zostawiła ją, a nie ma bliskiej rodziny. Wszyscy odwrócili się od niej i
ojca, gdy oni zaczęli potrzebować pomocy finansowej. Jak widać wszystko na tym
świecie kręci się wokół pieniędzy.
*
Otworzyła ciężkie, metalowe drzwi od garażu swojego
przyjaciela. Weszła do środka i usiadła na jednej ze starych opon, zakładając
nogę na nogę. Rozglądnęła się po pomieszczeniu. Nic się nie zmieniło. Na środku
stała spora perkusja, obok dwie elektryczne gitary i kilka mikrofonów. Po
półkach walały się stare książki, a w pudłach pochowane były ciuchy. Wszystko
to pokryte grubą warstwą kurzu. Blondynka skrzywiła się lekko, przecierając
brudne już dłonie. Chwilę później drzwi ponownie się otworzyły i stanął w nich
uśmiechnięty od ucha do ucha Jason. Podszedł do nastolatki i objął ją lekko, na
co dziewczyna szybko go odepchnęła od siebie.
-Wiesz, że
tego nie lubię. – powiedziała, podnosząc się do pozycji stojącej. Założyła ręce
na klatkę piersiową i spojrzała na ciemnowłosego. Miał smutny wyraz twarzy.
Rzadko widziała, aby chłopak się smucił, a kiedy to robił najnormalniej w
świecie ona miała to gdzieś. Nienawidziła pomagać ludziom i słuchać ich żalów. Uważała, że znacznie łatwiej by się żyło, gdyby inni
potrafili sami rozwiązywać swoje problemy. A jeśli już muszą się komuś wygadać,
to niech nie robią to jej. Blondynka sama zawsze radziła sobie ze wszystkim i
nawet nie myśli, aby to zmieniać. – Więc po co chciałeś, żebym tu przyszła? –
zapytała.
-Potrzebuje
pomocy twojego ojca. – oznajmił, drapiąc się po głowie. Na te słowa dziewczyna
wywróciła oczami. Była pewna, że jest to związane z „The news”, gdzie ona
pracowała. Jednak Andrew Parker nie ma pojęcia o dodatkowej pracy swojej córki,
gdyż nastolatka doskonale wie, że nie pochwalił by tego. Ba! Nawet by jej
zabronił wykonywania zleceń. Był on bardzo ceniony jako szef i dziennikarz,
gdyż nie posuwał się dalej, niż nasyłanie paparazzi na gwiazdy w miejsca
publiczne. Niebieskooka nie potrafiła zrozumieć, skąd u niego tyle serca. Od
zawsze uważała, że będąc w tym zawodzie, trzeba urodzić się bez chęci niesienia
pomocy innym. Jednak zmieniła zdanie, poznając swojego tatę od drugiej strony.
Mężczyzna nigdy nie przynosił kłopotów w pracy do domu, nie rozmawiał o swoim
planach co do firmy, ani nie wypuszczał niezbadanych nowości o jakimkolwiek
celebrycie. Był również bardzo surowy i ograniczał swoją córkę finansowo, gdyż
jak to wielokrotnie podkreślał, chce, aby Victoria usamodzielniła się trochę i
rozważniej korzystała z pieniędzy jakie dostaje co miesiąc w ramach
kieszonkowego. Do sknery jednak mu stanowczo daleko. Po prostu nie wyrzuca kasy
w błoto. Jest bardzo pomocny i kiedy jakikolwiek człowiek zwróci się do niego z
jakąkolwiek prośbą, nie jest w stanie odmówić. – Potrzebuje pracy od zaraz. Muszę
zarobić na samochód, a rodzice powiedzieli, że mogą jedynie dać mi połowę. Może
twój ojciec załatwić mi u siebie jakąś pracę?
-Pewnie tak.
Musisz go zapytać. – wzruszyła ramionami. – Tak właściwie czemu ty się do mnie
z tym zwracasz? Tylko mi nie mów, że ja mam go poprosić za ciebie. Do tego się
nie zniżę. Nie będę słodka, aby załatwić ci robotę. Wybij to sobie z głowy. –
zawołała oburzona.
-Nie! Nawet
o tym nie pomyślałem. – odpowiedział szybko – Zapytam się go, tylko chcę
wiedzieć czy nie masz nic przeciwko temu, że mogę sporo czasu spędzać z twoim
ojcem – powiedział ostrożnie, aby nastolatka po raz kolejny źle nie zrozumiała
jego słów.
-Słuchaj.
Mam gdzieś jak wiele czasu będziesz z nim spędzać. Ale jeśli piśniesz mu
chociaż słówko na temat moich zleceń, to przysięgam, że cię zakopie żywcem z
jedną małą buteleczką tlenu i kamerką w środku, abym mogła oglądać sobie twoje katusze. – zagroziła, podchodząc
bliżej Jasona.
-Nie powiem.
Masz moje słowo. – zapewnił ją osiemnastolatek, śmiejąc się cicho pod nosem. –
A tak po za tym, czym teraz się zajmujesz? – zapytał, siadając na krzesełku
przy perkusji.
-Muszę
zbliżyć się do Biebera i wyciągnąć z niego wszystkie sekrety. – powiedziała
przez zęby. Nastolatce bardzo nie podobała się ta praca, ponieważ aby wykonać
zadanie musi zaprzeczyć wszystkim swoim zasadom. Większość z nich mówi o tym,
że pod żadnym pozorem nie będzie zadawała się z „Bandą idiotów” (czyt.
Christian, Chaz, Ryan).
-Coś nie
skaczesz ze szczęścia – zarechotał Jason, obracając pałeczkami w rękach.
-Nie mam
pojęcia jak to zrobię. Niby mam pewien pomysł, ale nie wiem jak go wcielić w
życie.
-Słuchaj.
Nie podoba mi się to zlecenie, zresztą jak każde poprzednie, ale nie wybije ci
tego z głowy. Kiedy czegoś się podejmiesz musisz to doprowadzić do perfekcji
bez względu na to jaką cenę przyjdzie ci zapłacić. W taki razie ja bym
spróbował się zbliżyć do Christiana, Chaza i Ryana.
-Jakiś ty
pomocny! – zironizowała, siadając na oponie z naburmuszoną miną. – Sama do tego
doszłam geniuszu. Pytanie tylko jak mam to zrobić.
-Na pewno
nie możesz być chamska. Z takim podejściem nic nie osiągniesz.
-Ty chyba
nie wiesz o czym do mnie mówisz. Ja? Miła? I to jeszcze dla nich? Pogrzało cię?
-Chodź
dzisiaj na imprezę do Somersa. Może akurat uda ci się do nich dostać. – zmarszczył
lekko brwi.
-Będę tego
żałować do końca życia. – stwierdziła, wychodząc z garażu i zostawiając
przyjaciela samego.
Od autorki:
Jak
obiecałam to dotrzymuje słowa. Tak więc oto drugi rozdział! Mam nadzieję, że
wam się podoba. Widzę, że liczycie na to, że Justin się szybko pojawi. Pojawiać
się będzie, ale dopiero w ósmym rozdziale przyjedzie do Stratford, więc
niestety trochę poczekacie jeszcze. Ale obiecuje, że nie będziecie się nudzić,
czytając to opowiadanie.
Dziękuję za
wszystkie komentarze. Namówcie innych, aby też zajrzeli na tego bloga. Z góry
dziękuję. Następny rozdział w weekend. Miłej niedzieli!
oh, czyżbym była pierwsza?
OdpowiedzUsuńCóż, jestem ciekawa jak ona z takim charakterkiem zbliży się do Justina. Może będzie grała słodką i uroczą? :) Kto wie, może jest dobra aktorką.
Czekam na kolejny rozdział x @twerkonjosh
cudowny ! z wielką niecierpliwością czekam na 8 rozdział :DD
OdpowiedzUsuń@magda_nivanne
nie wiem co komentować... XD chce kolejnych rozdziałów, tyle powiem ahaha :D nie sądziłam, że aż tak trudne będzie dla mnie skomentowanie tych początkowych rozdziałów... No, ale czekam na imprezę Chaza i rozwinięcie wątku Katie i Sam :))
OdpowiedzUsuńTrzymaj się xo
+ Wracaj do szkoły leniuchu :D
jeju ale suka z niej ;o ale nie mogę się doczekać wkroczenie Justina, ciekawe jaki będzie i wgl... może on ją zmieni, awww to by było słodkie, albo będą takie dwa wybuchowe charaktery przeciwko sobie haha no to by było ciekawe xd
OdpowiedzUsuńdo następnego ;*