Kiedy miała pięć lat mama zawsze mówił jej, że
szczęście jest kluczem do życia. Gdy poszła do szkoły nauczyciel zapytał
ją kim chce być kiedy dorośnie. Napisała, że chce być szczęśliwa, jednak
uczący, przeczytawszy jej wypowiedź, powiedział, że nie zrozumiała zadania.
Dziewczynka zezłościła się, wstała i powiedziała, że widocznie on nie rozumie
życia, a następnie wyszła z klasy.
Siedziała na skraju łóżka, składając kolejną koszulkę,
którą zabierała ze sobą do Los Angeles. Wpatrywała się w półkę pełną książek.
Wśród nich zauważyła stary album ze zdjęciami, którego nie miała odwagi
otworzyć od kiedy nie ma z niej jej mamy. Po policzku spłynęło jej kilka
łez. Na początku pozwoliła im swobodnie spływać, lecz gdy usłyszała czyjeś
kroki, szybko je wytarł wierzchem dłoni, kontynuując pakowanie się. Po
chwili spojrzała na zegarek, wiszący nad biurkiem. Wskazywał godzinę 12:00, co
oznaczało, że za chwilę pod jej domem pojawi się Jason i razem z nim wsiądzie
do samochodu i pojedzie na lotnisko. Nie chciała tego robić, jednak nie miała
wyjścia. Nie chciała, aby ktokolwiek dowiedział się o tym kontrakcie,
nawet jej przyjaciel. Wiedziała, że próbowałby ją odwieść od tego pomysłu.
Kiedy na początku się o tym dowiedział, zaczął ją przekonywać, że nie uda się
jej, bo chłopak przyjaźni się z jej wrogami, a gdy zobaczył, że zaczęła się
zbliżać do Christiana, mówił wprost, że sparzy się i jej ojciec się o tym
dowie. Blondynka jednak nie dopuszczała do siebie tej opcji. Była pewna, że
sobie świetnie poradzi i kiedy z tym skończy wyjedzie do Chicago, gdzie
odbędzie praktyki.
-Ziemia do
Vic! - ktoś wyrwał ją z rozmyślań. Potrząsnęła lekko głową i spojrzała w
stronę wejścia. W drzwiach stała Rosalie, trzymając w rękach pudełko po butach. Blondynka
gestem dłoni pozwoliła siostrze wejść do środka. Tak też postąpiła trzynastolatka.
Usiadła koło niej na łóżku i wręczyła jej to, co trzymała w dłoniach.
Osiemnastolatka położyła to na swoich kolanach i otworzyła. Ku jej oczom
ukazało się pełno fotografii, na których była ich mama. Na sam ich widok
nastolatka uśmiechnęła się szeroko i przytuliwszy Rose, pocałowała ją w czoło.
- Znalazłam je na strychu. - powiedziała, wkładając do walizki kremową
sukienkę, tym samym pomagając się spakować.
-Jak to na
strychu? - zapytała niebieskooka, wstając z miejsca.
-Pewnie tata
je tam położył. - odpowiedziała, wzruszając ramionami, a w blondynce się aż
zagotowało. Wyszła z pokoju, zamykając za sobą drzwi z wielkim hukiem i zeszła
na dół do salonu, gdzie siedział jej ojciec z cygarem w ręce. Widząc swoją
córkę, uśmiechnął się do niej, wskazując głową, aby usiadła koło niego.
Nastolatka wywróciła oczami, zakładając ręce na biodra.
-Jak mogłeś
schować zdjęcia mamy na strych?! - krzyknęła, podchodząc bliżej mężczyzny. -
Jak mogłeś położyć je na strychu?!
-Uspokój się
Victorio. - zawołał donośnym głosem, wstając z kanapy, przy okazji odkładając
cygaro na popielniczkę. Chwycił osiemnastolatkę za ręce i lekko nią potrząsnął,
widząc, że nie ma ona zamiaru przestać krzyczeć. W oczach miała łzy, jednak
starała się je powstrzymać. Jeszcze nikt nigdy nie widział jak płacze i nie
chciała tego zmieniać. - Dałem je tam bo tutaj zajmowały tylko miejsce. Nie ma
po co ich trzymać. Miałem je wyrzucić, ale zawsze o tym zapominałem.
-Ani mi się
waż! To jedyna pamiątka po niej jaka została!
-Ona cię
zostawiła! Nie chciała cię w swoim życiu. Już nigdy jej nie zobaczysz, a chcesz
zatrzymywać jakieś nic niewarte papierki?! Po co?!
-Bo to moja
mama! A ty jesteś tchórzem! Chcesz uciec od wspomnień, od przeszłości! -
wrzasnęła, a chwilę później poczuła mocne uderzenie w twarz. Złapała się za policzek,
który w chwili zaczął ją piec i spojrzała na ojca z niedowierzaniem. Nie miała
pojęcia, że jest on zdolny do podniesienia ręki na kobietę, a zwłaszcza jeśli
jest nią jego własna córka. Wzięła kilka głębokich wdechów, unikając wzroku
mężczyzny, która stał kilka centymetrów od niej z gniewnym wyrazem twarzy. Bała
się. Po raz pierwszy poczuła strach. W dodatku do własnego taty. - Czy
ty w ogóle pamiętasz mamę? Kochałeś ją kiedyś? - zapytała i nie oczekując
odpowiedzi, wbiegła na górę do swojego pokoju. Zauważyła Rosalie stojącą ze
spakowaną walizką w ręce. Blondynka nie wiedziała czy jej siostra widziała
całe zajście, które miało przed chwilą miejsce, więc postanowiła się
zachowywać, jakby nic się nie stało. Wymusiła uśmiech, dziękując
trzynastolatce. Usłyszała klakson samochodu, który oznajmił jej, że Jason jest
już pod domem. Chwyciła za uchwyt walizki i machając lekko w stronę brunetki,
zeszła na dół. Nie spojrzała nawet w stronę salonu. Ubrała na siebie czarne
szpilki i wyszła.
*
Zegar wskazywał godzinę dziesiątą rano. Brunet leżał
na łóżku, obejmując swoją dziewczynę, która jeszcze smacznie spała. Wskazówki
przesuwały się z zabójczą prędkością i zbliżały się do czasu kiedy chłopak
będzie musiał opuścić siedemnastolatkę na kilka dni. Nie lubił się z nią
rozstawać, ale wiedział, że od tego wyjazdu zależy bardzo wiele. Potrzebował
pieniędzy, chciał być niezależny, więc musiał wykonywać polecenia swojego szefa.
Spojrzał na twarz nastolatki. Oczy miała zamknięte. Uśmiechała się lekko,
dzięki czemu osiemnastolatek mógł stwierdzić, że śniło się jej coś miłego.
Westchnął cicho, ucałował dziewczynę w czoło i wstał delikatnie, aby nie
obudzić swojej towarzyszki. Nałożył na siebie podkoszulek, w którym przyszedł
do niej dzisiaj rano w celu pożegnania się.
-Wychodzisz
już? - pokiwał twierdząco głową, siadając na krześle i zakładając na nogi białe
Supra. Brunetka wstała z łóżka i usiadła na kolanach chłopaka, powodując tym
samym, że osiemnastolatek zwrócił na nią całą swoją uwagę. Odwrócił ją o
dziewięćdziesiąt stopni, więc nastolatka siedziała teraz przodem do niego.
Przyciągnęła go jeszcze bliżej siebie i splotła nogi wokół jego talii. Patrzyli
się w swoje oczy przez dłuższą chwilę. Brunet przygryzł lekko dolną wargę, a
następnie złożył na ustach dziewczyny pocałunek. Wstał z nią i postawił na
podłodze.
-Muszę iść.
- powiedział smutno, kładąc dłoń na zaróżowionym policzku siedemnastolatki.
-Przecież
jest dopiero po dziesiątej, a samolot macie o 14:30. Jest mnóstwo czasu. -
odpowiedziała, zarzucając ręce na szyje brązowookiego.
-Muszę się
spakować jeszcze, a to może długo zająć. - szepnął, wplątując ręce w jej ciemne
włosy. -Będę tęsknić.
-Ja też.
Uważaj na siebie. - pocałowali się po raz ostatni i chłopak wyszedł,
zostawiając ją samą.
*
Wyciągnął telefon z kieszeni spodni i podświetlił
ekran, na którym pisało, że dostał jedną nową wiadomość od Victorii.
Od Vicky:
Hej. Chciałeś, żebym napisała jak
wyląduję. Żyję.
Zaśmiał się
cicho, sprawiając że przyjaciele spojrzeli w jego stronę z pytającym wyrazem
twarzy. Blondyn machnął ręką, wiedząc, że tylko usłyszy nieprzyjemne słowa.
Usłyszał parsknięcie Chaza.
-Kiedy
Królowa Lodu przychodzi? – zapytał, wyrywając komórkę nastolatka.
-Nie mów
tak. – wysyczał siedemnastolatek, wstając z kanapy, aby odebrać iPhone jednak
szatyn nie chciał się tak szybko poddać i zaczął z nim uciekać po całym
salonie.
-Matko! Jak
ona ci zawróciła w głowie! – zawołał po kilku minutach biegania.
-Mówi ten,
który całował się z nią codziennie w szkole. – warknął, biorąc telefon od
osiemnastolatka i z powrotem opadł na sofę. Nienawidził takich sytuacji
najbardziej na świecie. Chciałby, aby chłopcy, a zwłaszcza Chaz, dali mu
spokój. Znał Victorie i nie lubił kiedy jego przyjaciele zaczynali o niej mówić niestworzone rzeczy, wyzywając ją od najgorszych.
-Znowu do
tego wracasz!
-Bo ty znowu
zaczynasz!
-Uspokójcie
się! - zaczął Justin, przerywając ich kłótnie. Christian popatrzył na
przyjaciół i wyszedł z domu, kierując się w stronę parku.
Palce powoli unosiły się i opadały jeden po
drugim, powodując cichy stukot kiedy stykały się z zimnym blatem
kuchennym. Dochodziła północ, a Christian w dalszym ciągu nie wrócił. Dzisiaj mieli
wszyscy nocować u dziadków chłopaka. Z każdą kolejną sekundą blondyn był coraz
bardziej zdenerwowany, gdyż nie mógł pozbyć się z głowy myśli, że jemu
młodszemu przyjacielowi się coś stało. Zaraz po jego wybiegnięciu z domu
Chaz i Ryan opowiedzieli mu całą historię dotyczącą niejakiej Victorii
Parker. Sam nie wiedział co ma o tym wszystkim myśleć. Z jednej strony
doskonale wiedział, że kto jak kto, ale Somers potrafił wyczuć kiedy jakaś
osoba jest fałszywa, jednak znał siedemnastolatka na tyle dobrze, że wierzył,
że potrafi sobie samemu poradzić. To wszystko co usłyszał o
osiemnastolatce i jej zachowaniu wobec całej trójki jego przyjaciół kiedyś i
teraz, dawało mu sporo do myślenia. Wiedział jedno - nie chciał poznać tej
dziewczyny, aby później nie mieć problemów.
Sięgnął do tylnej kieszeni ręką i wyciągnął komórkę.
Wybrał numer do Christiana, czekając aż odbierze. Próbował się do niego
dodzwonić po raz ósmy, jednak chłopak ani razu nie odebrał. Pierwszy sygnał,
drugi, trzeci, siódmy. Nic. Wcisnął czerwoną słuchawkę i zbierając kluczyki do
samochodu swojej mamy, wyszedł z domu w celu znalezienia swojego
przyjaciela.
Jeździł już ponad godzinę po całym Stratford i starał
się go dostrzec, jednak nigdzie go nie było. Westchnął cicho, uderzając z całej
siły dłońmi w kierownice, czego od razu pożałował, gdyż chwilę później poczuł
ostry ból w lewej ręce. Skrzywił się lekko, widząc czerwony ślad po uderzeniu.
Przekręcił kluczyk w stacyjce z zamiarem wrócenia do domu. Poddał się. Nie miał
pojęcia gdzie może być jego przyjaciel. Nagle poczuł wibracje. Wyciągnął z
kurtki iPhone i odebrał połączenie, przychodzące od Ryana.
-Przyszedł?
- zapytał na wstępie. Chłopak został w domu na wszelki wypadek, gdyby
siedemnastolatek się pokazał. Usłyszał przeczącą odpowiedź, której się
najbardziej obawiał. - W domu też do nie ma, bo dzwoniłem do Caitlin. Jeśli się
nie pokaże to mamy przesrane stary. - powiedział, wbijając wzrok w przednią
szybę. Przez chwilę wpatrywał się w domy, które były ułożone równolegle do
siebie po obydwóch stronach ulicy. Chwilę później zobaczył na słupie latarni
niewielką kartkę z adresem, który tak dobrze znał. Było to jedyne miejsce,
które przeoczył. - Jaki ja jestem głupi!
- zawołał obierając głowę o oparcie. -Chyba wiem gdzie jest. - rozłączył
się szybko i odpalił auto z zamiarem pojechania w miejsce, które miał na myśli.
Downie Street 204. Miejsce, w którym Justin i jego przyjaciele spędzali
godziny, grając w koszykówkę.
Zaparkował
na parkingu przed wejściem i wszedł do środka. Może to dziwne, ale chłopcy
spędzają tutaj naprawdę sporo czasu, więc właściciel wręczył im dodatkowy
klucz, aby przychodzili tutaj kiedy tylko chcą. Już od progu usłyszał dźwięk
kozłowanej piłki. Uśmiechnął się lekko, wiedząc że dobrze trafił. Był pewny, że
Christian tu jest. Kiedy był zły lub smutny uwielbiał tutaj przychodzić, aby
się uspokoić, a przy okazji poćwiczyć rzuty do kosza. Pchnął szklane drzwi i
wszedł na sale gimnastyczną. W oddali zobaczył siedemnastolatka. Gdy tylko
drzwi za blondynem się zamknęły, powodując trzask, Chris zauważył
Justina.
-Co tu
robisz? - odezwał się, podchodząc bliżej przyjaciela, nie przestając kozłować
piłki koszykowej.
-Martwiliśmy się
o ciebie. Wybiegłeś tak nagle i nie wracałeś. Co jest młody? - zadał pytanie,
na które usłyszał parsknięcie śmiechem.
-Obydwoje
dobrze wiemy, że zostałeś już wtajemniczony w całą sprawę. - chłopak popatrzył
w oczy osiemnastolatka i zobaczył w nich to czego bardzo nie chciał widzieć.
Prawdę. - Myślisz tak samo jak oni. Masz takie samo zdanie co do Victorii, więc
nie wiem czego chcesz. - warknął, unosząc piłkę i wrzucając ją do kosza.
Przeleciała przez obręcz i odbiła się kilka razy o podłogę.
Siedemnastolatek chciał podejść i ją chwycić jednak powstrzymał go Justin,
chwytając za ramię i tym samym zmuszając go do spojrzenia na niego.
-Ona cię
zrani Christian. - kolejne parsknięcie.
-Wiesz kto
jak kto, ale miałem nadzieje, że ty mnie akurat zrozumiesz, a już na pewno
Victorię. Sam nienawidzisz kiedy ludzie wierzą w plotki na twój temat, bo
większość to czyste kłamstwa, a teraz, proszę, sam uwierzyłeś we wszystko co
się mówi o niej. To przez tą całą sprawę z Seleną przestałeś dostrzegać,
że nie każda dziewczyna jest taka sama? - warknął, wymijając brązowookiego. -
Idę do siebie. - chwycił swoją kurtkę, która była położona na ziemi i zostawił
osiemnastolatka samego.
Od autorki:
Vicky wywołała drame! Haha.
Justin w Stratford, wie o Victorii i już
jej nie lubi. Coś chyba obce mu jest „Nie oceniaj książki po okładce.”
No cóż. Może się do niej przekona, a może nie… Kto wie. Rozdział dedykowany
Natalii aka @cuite_unicorn Dziękuję za pomoc dzisiaj i jestem ciekawa twoich teorii
co do kolejnych rozdziałów :D
Miłego przyszłego tygodnia!
Ouu taka osóbka jak victoria a jakie zamieszanie wywołała, haha jestem pod wrażeniem . Czekam na następny <3
OdpowiedzUsuńgenialny! vicky nasza drame do opowiadania zaprasza hahaha! + świetny opening. masz talent i to wielki! <333
OdpowiedzUsuńhihihihi wreszcie Justin :D I moja kochana Vicky :D CIEKAWE JAK TO SIĘ DALEJ POTOCZY AHAHHAH
OdpowiedzUsuńNo kilka teorii mam, ale poczekam, aż to wszystko się rozkręci :P
No i opening jest super, muzyka do openingu też jest super itd XD
A co do ksera JP to jeszcze się zastanowie :DD
P.s. Dedykacja też jest super :P
p.s.2 Vicky mieszkająca u mnie w pokoju cie pozdrawia :))
P.s. 3 czekam na kolejny rozdział haaha
masz za swoje ahahahahahahahahaahahhahahahahahahahahahahahahahahahahahaahahhahahahahahahahahahahahahahahahahahaahahhahahahahahahahahahahahahahahahahahaahahhahahahahahahahahahahahahahahahahahaahahhahahahahahahahahahahahahahahahahahaahahhahahahahahahahahahahahahahahahahahaahahhahahahahahahahahahahahahahahahahahaahahhahahahahahahahahahahahahahahahahahaahahhahahahahahahahahahahahahahahahahahaahahhahahahahahahahahahahahahahahahahahaahahhahahahahahahahahahahahahahahahahahaahahhahahahahahahahahahahahahahahahahahaahahhahahahahahahahahahahahahahahahahahaahahhahahahahahahahahahahahahahahahahahaahahhahahahahahahahahahahahahahahahahahaahahhahahahahahahahahahahahahahahahahahaahahhahahahahahahahahahahahahahahahahahaahahhahahahahahahahahahahahahahahahahahaahahhahahahahahahahahahahahahahahahahahaahahhahahahahahahahahahahahahahahahahahaahahhahahahahahahahahahahahahahahahahahaahahhahahahahahahahahahahahahahahahahahaahahhahahahahahahahahahahahahahahahahahaahahhahahahahahahahahahahahahahahahahahaahahhahahahahahahahahahahahahahahahahahaahahhahahahahahahahahahahahahahahahahahaahahhahahahahahahahahahahahahahahahahahaahahhahahahahahahahahahahahahahahahahahaahahhahahahahahahahahahahahahahahahahahaahahhahahahahahahahahahahahahahahahahahaahahhahahahahahahahahahahahahahahahahahaahahhahahahahahahahahahahahahahahahahahaahahhahahahahahahahahahahahahahahahahahaahahhahahahahahahahahahahahahahahahahahaahahhahahahahahahahahahahahahahahahahahaahahhahahahahahahahahahahahahahahahahahaahahhahahahahahahahahahahahahahahahahahaahahhahahahahahahahahahahahahahahahahahaahahhahahahahahahahahahahahahahahahahahaahahhahahahahahahahahahahahahahahahahahaahahhahahahahahahahahahahahahahahahahahaahahhahahahahahahahahahahahahahahahahahaahahhahahahahahahahahahahahahahahahahahaahahhahahahahahahahahahahahahahahahahahaahahhahahahahahahahahahahahahahahahahahaahahhahahahahahahahahahahahahahahahahahaahahhahahahahahahahahahahahahahahahahahaahahhahahahahahahahahahahahahahahahahahaahahhahahahahahahahahahahahahahahahahahaahahhahahahahahahahahahahahahahahahahahaahahhahahahahahahahahahahahahahahahahahaahahhahahahahahahahahahahahahahahahahahaahahhahahahahahahahahahahahahahahahahahaahahhahahahahahahahahahahahahahahahahahaahahhahahahahahahahahahahahahahahahahahaahahhahahahahahahahahahahahahahahahahahaahahhahahahahahahahahahahahahahahahahahaahahhahahahahahahahahahahahahahahahahahaahahhahahahahahahahahahahahahahahahahaha
OdpowiedzUsuńlmfao
Usuń