sobota, 29 marca 2014

Rozdział 10

Kiedy miała pięć lat mama zawsze mówił jej, że szczęście jest kluczem do życia. Gdy poszła do szkoły nauczyciel zapytał ją kim chce być kiedy dorośnie. Napisała, że chce być szczęśliwa, jednak uczący, przeczytawszy jej wypowiedź, powiedział, że nie zrozumiała zadania. Dziewczynka zezłościła się, wstała i powiedziała, że widocznie on nie rozumie życia, a następnie wyszła z klasy.
Siedziała na skraju łóżka, składając kolejną koszulkę, którą zabierała ze sobą do Los Angeles. Wpatrywała się w półkę pełną książek. Wśród nich zauważyła stary album ze zdjęciami, którego nie miała odwagi otworzyć od kiedy nie ma z niej jej mamy. Po policzku spłynęło jej kilka łez. Na początku pozwoliła im swobodnie spływać, lecz gdy usłyszała czyjeś kroki, szybko je wytarł wierzchem dłoni, kontynuując pakowanie się. Po chwili spojrzała na zegarek, wiszący nad biurkiem. Wskazywał godzinę 12:00, co oznaczało, że za chwilę pod jej domem pojawi się Jason i razem z nim wsiądzie do samochodu i pojedzie na lotnisko. Nie chciała tego robić, jednak nie miała wyjścia. Nie chciała, aby ktokolwiek dowiedział się o tym kontrakcie, nawet jej przyjaciel. Wiedziała, że próbowałby ją odwieść od tego pomysłu. Kiedy na początku się o tym dowiedział, zaczął ją przekonywać, że nie uda się jej, bo chłopak przyjaźni się z jej wrogami, a gdy zobaczył, że zaczęła się zbliżać do Christiana, mówił wprost, że sparzy się i jej ojciec się o tym dowie. Blondynka jednak nie dopuszczała do siebie tej opcji. Była pewna, że sobie świetnie poradzi i kiedy z tym skończy wyjedzie do Chicago, gdzie odbędzie praktyki.
-Ziemia do Vic! - ktoś wyrwał ją z rozmyślań. Potrząsnęła lekko głową i spojrzała w stronę wejścia. W drzwiach stała Rosalie, trzymając w rękach pudełko po butach. Blondynka gestem dłoni pozwoliła siostrze wejść do środka. Tak też postąpiła trzynastolatka. Usiadła koło niej na łóżku i wręczyła jej to, co trzymała w dłoniach. Osiemnastolatka położyła to na swoich kolanach i otworzyła. Ku jej oczom ukazało się pełno fotografii, na których była ich mama. Na sam ich widok nastolatka uśmiechnęła się szeroko i przytuliwszy Rose, pocałowała ją w czoło. - Znalazłam je na strychu. - powiedziała, wkładając do walizki kremową sukienkę, tym samym pomagając się spakować.
-Jak to na strychu? - zapytała niebieskooka, wstając z miejsca.
-Pewnie tata je tam położył. - odpowiedziała, wzruszając ramionami, a w blondynce się aż zagotowało. Wyszła z pokoju, zamykając za sobą drzwi z wielkim hukiem i zeszła na dół do salonu, gdzie siedział jej ojciec z cygarem w ręce. Widząc swoją córkę, uśmiechnął się do niej, wskazując głową, aby usiadła koło niego. Nastolatka wywróciła oczami, zakładając ręce na biodra.
-Jak mogłeś schować zdjęcia mamy na strych?! - krzyknęła, podchodząc bliżej mężczyzny. - Jak mogłeś położyć je na strychu?!
-Uspokój się Victorio. - zawołał donośnym głosem, wstając z kanapy, przy okazji odkładając cygaro na popielniczkę. Chwycił osiemnastolatkę za ręce i lekko nią potrząsnął, widząc, że nie ma ona zamiaru przestać krzyczeć. W oczach miała łzy, jednak starała się je powstrzymać. Jeszcze nikt nigdy nie widział jak płacze i nie chciała tego zmieniać. - Dałem je tam bo tutaj zajmowały tylko miejsce. Nie ma po co ich trzymać. Miałem je wyrzucić, ale zawsze o tym zapominałem.
-Ani mi się waż! To jedyna pamiątka po niej jaka została!
-Ona cię zostawiła! Nie chciała cię w swoim życiu. Już nigdy jej nie zobaczysz, a chcesz zatrzymywać jakieś nic niewarte papierki?! Po co?!
-Bo to moja mama! A ty jesteś tchórzem! Chcesz uciec od wspomnień, od przeszłości! - wrzasnęła, a chwilę później poczuła mocne uderzenie w twarz. Złapała się za policzek, który w chwili zaczął ją piec i spojrzała na ojca z niedowierzaniem. Nie miała pojęcia, że jest on zdolny do podniesienia ręki na kobietę, a zwłaszcza jeśli jest nią jego własna córka. Wzięła kilka głębokich wdechów, unikając wzroku mężczyzny, która stał kilka centymetrów od niej z gniewnym wyrazem twarzy. Bała się. Po raz pierwszy poczuła strach. W dodatku do własnego taty. - Czy ty w ogóle pamiętasz mamę? Kochałeś ją kiedyś? - zapytała i nie oczekując odpowiedzi, wbiegła na górę do swojego pokoju. Zauważyła Rosalie stojącą ze spakowaną walizką w ręce. Blondynka nie wiedziała czy jej siostra widziała całe zajście, które miało przed chwilą miejsce, więc postanowiła się zachowywać, jakby nic się nie stało. Wymusiła uśmiech, dziękując trzynastolatce. Usłyszała klakson samochodu, który oznajmił jej, że Jason jest już pod domem. Chwyciła za uchwyt walizki i machając lekko w stronę brunetki, zeszła na dół. Nie spojrzała nawet w stronę salonu. Ubrała na siebie czarne szpilki i wyszła.

*

Zegar wskazywał godzinę dziesiątą rano. Brunet leżał na łóżku, obejmując swoją dziewczynę, która jeszcze smacznie spała. Wskazówki przesuwały się z zabójczą prędkością i zbliżały się do czasu kiedy chłopak będzie musiał opuścić siedemnastolatkę na kilka dni. Nie lubił się z nią rozstawać, ale wiedział, że od tego wyjazdu zależy bardzo wiele. Potrzebował pieniędzy, chciał być niezależny, więc musiał wykonywać polecenia swojego szefa. Spojrzał na twarz nastolatki. Oczy miała zamknięte. Uśmiechała się lekko, dzięki czemu osiemnastolatek mógł stwierdzić, że śniło się jej coś miłego. Westchnął cicho, ucałował dziewczynę w czoło i wstał delikatnie, aby nie obudzić swojej towarzyszki. Nałożył na siebie podkoszulek, w którym przyszedł do niej dzisiaj rano w celu pożegnania się.
-Wychodzisz już? - pokiwał twierdząco głową, siadając na krześle i zakładając na nogi białe Supra. Brunetka wstała z łóżka i usiadła na kolanach chłopaka, powodując tym samym, że osiemnastolatek zwrócił na nią całą swoją uwagę. Odwrócił ją o dziewięćdziesiąt stopni, więc nastolatka siedziała teraz przodem do niego. Przyciągnęła go jeszcze bliżej siebie i splotła nogi wokół jego talii. Patrzyli się w swoje oczy przez dłuższą chwilę. Brunet przygryzł lekko dolną wargę, a następnie złożył na ustach dziewczyny pocałunek. Wstał z nią i postawił na podłodze.
-Muszę iść. - powiedział smutno, kładąc dłoń na zaróżowionym policzku siedemnastolatki.
-Przecież jest dopiero po dziesiątej, a samolot macie o 14:30. Jest mnóstwo czasu. - odpowiedziała, zarzucając ręce na szyje brązowookiego.
-Muszę się spakować jeszcze, a to może długo zająć. - szepnął, wplątując ręce w jej ciemne włosy. -Będę tęsknić.
-Ja też. Uważaj na siebie. - pocałowali się po raz ostatni i chłopak wyszedł, zostawiając ją samą. 

*
  
Wyciągnął telefon z kieszeni spodni i podświetlił ekran, na którym pisało, że dostał jedną nową wiadomość od Victorii.

Od Vicky:

Hej. Chciałeś, żebym napisała jak wyląduję. Żyję.

Zaśmiał się cicho, sprawiając że przyjaciele spojrzeli w jego stronę z pytającym wyrazem twarzy. Blondyn machnął ręką, wiedząc, że tylko usłyszy nieprzyjemne słowa. Usłyszał parsknięcie Chaza.
-Kiedy Królowa Lodu przychodzi? – zapytał, wyrywając komórkę nastolatka.
-Nie mów tak. – wysyczał siedemnastolatek, wstając z kanapy, aby odebrać iPhone jednak szatyn nie chciał się tak szybko poddać i zaczął z nim uciekać po całym salonie.
-Matko! Jak ona ci zawróciła w głowie! – zawołał po kilku minutach biegania.
-Mówi ten, który całował się z nią codziennie w szkole. – warknął, biorąc telefon od osiemnastolatka i z powrotem opadł na sofę. Nienawidził takich sytuacji najbardziej na świecie. Chciałby, aby chłopcy, a zwłaszcza Chaz, dali mu spokój. Znał Victorie i nie lubił kiedy jego przyjaciele zaczynali o niej mówić niestworzone rzeczy, wyzywając ją od najgorszych.
-Znowu do tego wracasz!
-Bo ty znowu zaczynasz!
-Uspokójcie się! - zaczął Justin, przerywając ich kłótnie. Christian popatrzył na przyjaciół i wyszedł z domu, kierując się w stronę parku.
Palce powoli unosiły się i opadały jeden po drugim, powodując cichy stukot kiedy stykały się z zimnym blatem kuchennym. Dochodziła północ, a Christian w dalszym ciągu nie wrócił. Dzisiaj mieli wszyscy nocować u dziadków chłopaka. Z każdą kolejną sekundą blondyn był coraz bardziej zdenerwowany, gdyż nie mógł pozbyć się z głowy myśli, że jemu młodszemu przyjacielowi się coś stało. Zaraz po jego wybiegnięciu z domu Chaz i Ryan opowiedzieli mu całą historię dotyczącą niejakiej Victorii Parker. Sam nie wiedział co ma o tym wszystkim myśleć. Z jednej strony doskonale wiedział, że kto jak kto, ale Somers potrafił wyczuć kiedy jakaś osoba jest fałszywa, jednak znał siedemnastolatka na tyle dobrze, że wierzył, że potrafi sobie samemu poradzić. To wszystko co usłyszał o osiemnastolatce i jej zachowaniu wobec całej trójki jego przyjaciół kiedyś i teraz, dawało mu sporo do myślenia. Wiedział jedno - nie chciał poznać tej dziewczyny, aby później nie mieć problemów. 
Sięgnął do tylnej kieszeni ręką i wyciągnął komórkę. Wybrał numer do Christiana, czekając aż odbierze. Próbował się do niego dodzwonić po raz ósmy, jednak chłopak ani razu nie odebrał. Pierwszy sygnał, drugi, trzeci, siódmy. Nic. Wcisnął czerwoną słuchawkę i zbierając kluczyki do samochodu swojej mamy, wyszedł z domu w celu znalezienia swojego przyjaciela. 
Jeździł już ponad godzinę po całym Stratford i starał się go dostrzec, jednak nigdzie go nie było. Westchnął cicho, uderzając z całej siły dłońmi w kierownice, czego od razu pożałował, gdyż chwilę później poczuł ostry ból w lewej ręce. Skrzywił się lekko, widząc czerwony ślad po uderzeniu. Przekręcił kluczyk w stacyjce z zamiarem wrócenia do domu. Poddał się. Nie miał pojęcia gdzie może być jego przyjaciel. Nagle poczuł wibracje. Wyciągnął z kurtki iPhone i odebrał połączenie, przychodzące od Ryana.
-Przyszedł? - zapytał na wstępie. Chłopak został w domu na wszelki wypadek, gdyby siedemnastolatek się pokazał. Usłyszał przeczącą odpowiedź, której się najbardziej obawiał. - W domu też do nie ma, bo dzwoniłem do Caitlin. Jeśli się nie pokaże to mamy przesrane stary. - powiedział, wbijając wzrok w przednią szybę. Przez chwilę wpatrywał się w domy, które były ułożone równolegle do siebie po obydwóch stronach ulicy. Chwilę później zobaczył na słupie latarni niewielką kartkę z adresem, który tak dobrze znał. Było to jedyne miejsce, które przeoczył.  - Jaki ja jestem głupi! - zawołał obierając głowę o oparcie. -Chyba wiem gdzie jest. - rozłączył się szybko i odpalił auto z zamiarem pojechania w miejsce, które miał na myśli. Downie Street 204. Miejsce, w którym Justin i jego przyjaciele spędzali godziny, grając w koszykówkę.
                Zaparkował na parkingu przed wejściem i wszedł do środka. Może to dziwne, ale chłopcy spędzają tutaj naprawdę sporo czasu, więc właściciel wręczył im dodatkowy klucz, aby przychodzili tutaj kiedy tylko chcą. Już od progu usłyszał dźwięk kozłowanej piłki. Uśmiechnął się lekko, wiedząc że dobrze trafił. Był pewny, że Christian tu jest. Kiedy był zły lub smutny uwielbiał tutaj przychodzić, aby się uspokoić, a przy okazji poćwiczyć rzuty do kosza. Pchnął szklane drzwi i wszedł na sale gimnastyczną. W oddali zobaczył siedemnastolatka. Gdy tylko drzwi za blondynem się zamknęły, powodując trzask, Chris zauważył Justina. 
-Co tu robisz? - odezwał się, podchodząc bliżej przyjaciela, nie przestając kozłować piłki koszykowej. 
-Martwiliśmy się o ciebie. Wybiegłeś tak nagle i nie wracałeś. Co jest młody? - zadał pytanie, na które usłyszał parsknięcie śmiechem. 
-Obydwoje dobrze wiemy, że zostałeś już wtajemniczony w całą sprawę. - chłopak popatrzył w oczy osiemnastolatka i zobaczył w nich to czego bardzo nie chciał widzieć. Prawdę. - Myślisz tak samo jak oni. Masz takie samo zdanie co do Victorii, więc nie wiem czego chcesz. - warknął, unosząc piłkę i wrzucając ją do kosza. Przeleciała przez obręcz i odbiła się kilka razy o podłogę. Siedemnastolatek chciał podejść i ją chwycić jednak powstrzymał go Justin, chwytając za ramię i tym samym zmuszając go do spojrzenia na niego. 
-Ona cię zrani Christian. - kolejne parsknięcie.
-Wiesz kto jak kto, ale miałem nadzieje, że ty mnie akurat zrozumiesz, a już na pewno Victorię. Sam nienawidzisz kiedy ludzie wierzą w plotki na twój temat, bo większość to czyste kłamstwa, a teraz, proszę, sam uwierzyłeś we wszystko co się mówi o niej. To przez tą całą sprawę z Seleną przestałeś dostrzegać, że nie każda dziewczyna jest taka sama? - warknął, wymijając brązowookiego. - Idę do siebie. - chwycił swoją kurtkę, która była położona na ziemi i zostawił osiemnastolatka samego.


Od autorki:
Vicky wywołała drame! Haha. Justin w Stratford, wie o Victorii i już  jej nie lubi. Coś chyba obce mu jest „Nie oceniaj książki po okładce.” No cóż. Może się do niej przekona, a może nie… Kto wie. Rozdział dedykowany Natalii aka @cuite_unicorn Dziękuję za pomoc dzisiaj i jestem ciekawa twoich teorii co do kolejnych rozdziałów :D

Miłego przyszłego tygodnia! 

5 komentarzy:

  1. Ouu taka osóbka jak victoria a jakie zamieszanie wywołała, haha jestem pod wrażeniem . Czekam na następny <3

    OdpowiedzUsuń
  2. genialny! vicky nasza drame do opowiadania zaprasza hahaha! + świetny opening. masz talent i to wielki! <333

    OdpowiedzUsuń
  3. hihihihi wreszcie Justin :D I moja kochana Vicky :D CIEKAWE JAK TO SIĘ DALEJ POTOCZY AHAHHAH
    No kilka teorii mam, ale poczekam, aż to wszystko się rozkręci :P
    No i opening jest super, muzyka do openingu też jest super itd XD
    A co do ksera JP to jeszcze się zastanowie :DD
    P.s. Dedykacja też jest super :P
    p.s.2 Vicky mieszkająca u mnie w pokoju cie pozdrawia :))
    P.s. 3 czekam na kolejny rozdział haaha

    OdpowiedzUsuń
  4. masz za swoje ahahahahahahahahaahahhahahahahahahahahahahahahahahahahahaahahhahahahahahahahahahahahahahahahahahaahahhahahahahahahahahahahahahahahahahahaahahhahahahahahahahahahahahahahahahahahaahahhahahahahahahahahahahahahahahahahahaahahhahahahahahahahahahahahahahahahahahaahahhahahahahahahahahahahahahahahahahahaahahhahahahahahahahahahahahahahahahahahaahahhahahahahahahahahahahahahahahahahahaahahhahahahahahahahahahahahahahahahahahaahahhahahahahahahahahahahahahahahahahahaahahhahahahahahahahahahahahahahahahahahaahahhahahahahahahahahahahahahahahahahahaahahhahahahahahahahahahahahahahahahahahaahahhahahahahahahahahahahahahahahahahahaahahhahahahahahahahahahahahahahahahahahaahahhahahahahahahahahahahahahahahahahahaahahhahahahahahahahahahahahahahahahahahaahahhahahahahahahahahahahahahahahahahahaahahhahahahahahahahahahahahahahahahahahaahahhahahahahahahahahahahahahahahahahahaahahhahahahahahahahahahahahahahahahahahaahahhahahahahahahahahahahahahahahahahahaahahhahahahahahahahahahahahahahahahahahaahahhahahahahahahahahahahahahahahahahahaahahhahahahahahahahahahahahahahahahahahaahahhahahahahahahahahahahahahahahahahahaahahhahahahahahahahahahahahahahahahahahaahahhahahahahahahahahahahahahahahahahahaahahhahahahahahahahahahahahahahahahahahaahahhahahahahahahahahahahahahahahahahahaahahhahahahahahahahahahahahahahahahahahaahahhahahahahahahahahahahahahahahahahahaahahhahahahahahahahahahahahahahahahahahaahahhahahahahahahahahahahahahahahahahahaahahhahahahahahahahahahahahahahahahahahaahahhahahahahahahahahahahahahahahahahahaahahhahahahahahahahahahahahahahahahahahaahahhahahahahahahahahahahahahahahahahahaahahhahahahahahahahahahahahahahahahahahaahahhahahahahahahahahahahahahahahahahahaahahhahahahahahahahahahahahahahahahahahaahahhahahahahahahahahahahahahahahahahahaahahhahahahahahahahahahahahahahahahahahaahahhahahahahahahahahahahahahahahahahahaahahhahahahahahahahahahahahahahahahahahaahahhahahahahahahahahahahahahahahahahahaahahhahahahahahahahahahahahahahahahahahaahahhahahahahahahahahahahahahahahahahahaahahhahahahahahahahahahahahahahahahahahaahahhahahahahahahahahahahahahahahahahahaahahhahahahahahahahahahahahahahahahahahaahahhahahahahahahahahahahahahahahahahahaahahhahahahahahahahahahahahahahahahahahaahahhahahahahahahahahahahahahahahahahahaahahhahahahahahahahahahahahahahahahahahaahahhahahahahahahahahahahahahahahahahahaahahhahahahahahahahahahahahahahahahahahaahahhahahahahahahahahahahahahahahahahaha

    OdpowiedzUsuń