Odwrócił się na drugą stronę i spojrzał na dziewczynę.
Księżyc świecił jasno i oświetlał twarz blondynki, która spała w najlepsze.
Oddychała spokojnie i równomiernie. Na twarzy malował się jej uśmiech. Był
pewny że śniło się jej coś miłego. Delikatnie, aby jej nie obudzić ogarnął jej
włosy z twarzy, które widocznie jej przeszkadzały.
Blisko.
Byli blisko siebie co bardzo się mu podobało. Pomimo
wszystkich plotek na temat osiemnastolatki i jej zachowania wobec niego, on w
dalszym ciągu był oczarowany jej osobą. Nigdy tego nikomu nie powiedział, ale
podziwiał ją, że potrafi być sobą, że nie ukrywa swojego prawdziwego oblicza
przed światem i że jest jej ze sobą dobrze. On tak nie potrafił. Nie należał do
osób, które potrafią mówić o wszystkim otwarcie, więc chcąc unikać takich
sytuacji ukrywa prawdziwego siebie. Ucałował delikatnie dziewczynę w
czoło, co wywołał cichy pomruk zadowolenia z ust nastolatki. Wiedział jedno.
Nie chciałby nikogo innego na jej miejscu.
*
Promienie słońca otuliły śpiącą twarz
blondynki, powodując tym samym, że otworzyła oczy. Rozglądnęła się dookoła,
próbując przypomnieć sobie co się działo wczoraj, ale utrudniał jej to straszny
ból głowy. Przejechała wzrokiem po meblach, ale nie mogła sobie
przypomnieć czy kiedykolwiek wcześniej je widziała i czy kiedykolwiek wcześniej
była w tym pokoju. Dopiero kiedy spojrzała w bok, i napotkała śpiącą twarz
siedemnastolatka, przypomniała sobie wszystko. Obrazy w jej głowie nadal nie
układały się ze sobą. Pamiętała tylko, że podczaj imprezy gadała z Ryanem,
wkurzyła się na niego, znalazła Jasona, kazała mu przekazać Michaelowi, że
wycofuje się ze zlecenia i….
-Kurde! –
warknęła cicho, aby nie obudzić chłopaka. Wstała z łóżka i rozglądnęła się po
pomieszczeniu, próbując znaleźć swój telefon. Leżał na dużym czarnym biurku.
Chwyciła go do ręki i podświetliła. Miała 5 nieodebranych połączeń od
Michaela. –Świetnie. – szepnęła, wywracając oczami. Wybrała do niego
numer i czekała, aż odbierze.
-Victoria!
Co to ma być?! Nie możesz się wycofać z roboty! Podpisałaś umowę! To coś
znaczy!
-Wyluzuj
trochę. – powiedziała cicho.
-Możesz
głośniej do cholery?!
-Nie, nie
mogę. – odpowiedziała, modląc się, żeby nie obudzić Christiana. –Zrobię to. Nie
wycofuje się. Cześć. – rozłączyła się szybko, widząc, że chłopak zaczyna się
przeciągać. Spojrzała w lustro, które stało niedaleko drzwi. Miała na sobie
tylko czarny koronkowy biustonosz i różowe majtki. Po raz kolejny
rozejrzała się po pokoju, jednak nie znalazła ubrań, w które wczoraj była
ubrana, więc chwyciła białą zapinaną koszule, która na pewno należała do
Chrisa. Była ona trochę za duża. Sięgała jej lekko do połowy ud.
-I czemu
psujesz takie piękne widoki? - usłyszała za sobą zachrypnięty głos nastolatka.
Chciała już rzucić ripostę, która miała na celu rozpoczęcie wojny, ale w
ostatniej chwili zamknęła usta. Do głowy przyszedł jej lepszy pomysł. Odgarnęła
włosy do tyłu i słodko się uśmiechnęła, odwracając się. Chłopak leżał na łóżku
przykryty do połowy, więc widziała wyraźnie napięte jego mięśnie. Nie miał na
sobie żadnej bluzki co sprawiło, że Victoria nie potrafił się nawet odezwać.
Kątem oka dostrzegła uśmiech na twarzy blondyna. Wstał z ciepłego łóżka i
stanął naprzeciwko niej. Zaskoczona cofnęła się do tyłu. Uśmiechnął się kpiąco
i wzruszył ramionami, przeczesując ręką swoje włosy.
-Co ja tu
robię? – zapytała, czując nagły przypływ powietrza. Starała się nie patrzeć na
doskonale wyrzeźbioną sylwetkę nastolatka.
-Przyszłaś
do mnie, ledwo stojąc na nogach. – odpowiedział, śmiejąc się cicho. – Jesteś
nieznośna jak jesteś pijana.
-Dziękuję.
To właśnie chciałam usłyszeć. – rzuciła sarkastycznie.
*
Nikogo życie nie jest perfekcyjne. Nie wszyscy
pokazują po sobie, że dzieje się coś złego, ponieważ niektórzy ludzie potrafią
to ukryć. Ona potrafiła. Byłam jak wiele innych ludzi. Samowystarczalna.
Straciła ostatni powód, aby żyć. Starała się po prostu przetrwać. Nikt jej nie
potrzebował więcej. Nikt jej nie kochał w dalszym ciągu. Chciała zapomnieć
o przeszłości i znaleźć najlepszy sposób by umrzeć. Jednak kiedy wszystko
zmierzało ku końcowi, coraz częściej zastanawiała się dlaczego wciąż czuła
strach. Coś ją nadal trzymało tutaj. Patrzyła na piękne, ciemne niebo z
tysiącami gwiazd, które świeciło mocno. Zobaczyła coś, czego nie powinna. Uświadomiła
sobie, że to nie ona ma najgorzej, że istnieją ludzie, którzy mają o wiele
trudniej, a jednak żyją, funkcjonują. Nadal. Zapragnęła im pomagać,
być przy nich, kiedy kogoś potrzebują. Nawet nie wiadomo kiedy, zaczęła
dostrzegać jasne strony w jej życiu. Zboczyła z ciemnych i nieznanych dróg i
zaczęła podążać tymi oświetlonymi, pewnymi.
-Czy mój
tatuś przestanie? – usłyszała cichy szept. Koło niej siedziała mała
dziewczynka. W oczach miała łzy. Bała się. Wtuliła się w ciało szatynki i
zaczęła cicho łkać. Siedemnastolatka uniosła ją i posadziła na swoich kolanach.
Wplotła dłoń w jej gęste włosy i przytuliła do siebie. Chciała, aby pięciolatka
uwierzyła jej, aby wiedziała, że nie jest sama, a na nią zawsze może liczyć.
-Obiecuje,
że to wszystko się wkrótce skończy. – odpowiedziała, kołysząc blondynką.
–Obiecuje. – powtórzyła.
Przekroczyła próg swojego domu. Spodziewała się, że
wszędzie będą walały się śmieci, a w powietrzu unosił smród papierosów i
alkoholu, jednak została pozytywnie zaskoczona. Wszędzie aż lśniło czystością.
Zero opakować po jedzeniu, pustych szklanek i kieliszków, a meble były na swoim
miejscu. Zmarszczyła czoło, zastanawiając się jak to możliwe. Weszła do swojego
pokoju. Na łóżku spał jej przyjaciel Jason i jego dziewczyna Sam. Blondynka
wywróciła oczami, ale nie miała zamiaru ich budzić, bo bez względu na to, że
nie lubi siedemnastolatki to podejrzewała, że pomogła chłopakowi posprzątać
dom. Wyciągnęła czyste ciuchy z szafy i wyszła z pokoju, kierując się do
łazienki. Nagle usłyszała cichą muzykę, która wydobywała się z pokoju jej
siostry. Zapukała lekko i nie czekając na odpowiedź weszła do pomieszczenia.
Rosalie siedziała przy biurku, pisząc coś w zeszycie. Kiedy zobaczyła
osiemnastolatkę, uśmiechnęła się do niej lekko na powitanie. Tak bardzo
przypominała jej mamę. Takie same ciemne włosy pozostawione w artystycznym
nieładzie i te mocno brązowe oczy, które od zawsze kochała. Tęskniła za
rodzicielką, a jedyna rzecz, która jej została po niej była jej młodsza
siostra, która wyglądała dokładnie jak mama, gdy jeszcze żyła.
-Co tu
robisz? – zapytała niebieskooka, odwzajemniając uśmiech. Usiadła na łóżku
trzynastolatki, zakładając nogę na nogę. –Sądziłam, że będziesz spać u
koleżanki.
-Spałam.
Przyszłam godzinę temu. Jason mnie wpuścił. – odpowiedziała, odwracając się w
stronę blondynki. –Nie powiem tacie, spokojnie. – powiedziała szybko. Uspokoiła
tym Victorie.
-Dziękuję.
-Victoria! – usłyszała wołanie ojca. Wywróciła oczami,
wyciągając z uszów słuchawki. Odłożyła łyżkę, którą jeszcze chwilę temu
wyjadała truskawkowe lody z pudełka i wstała z łóżka. Wzięła do ręki swój
telefon i wyszła z pokoju, schodząc po schodach. Weszła do salonu i
zobaczyła swojego tatę, Alice i Jasona. Zmarszczyła czoło na widok swojego
przyjaciela, a chłopak widząc to wzruszył tylko ramionami, dając jej znać, że
on również nie ma pojęcia co tu robi. Dziewczyna odetchnęła cicho, siadając na
fotelu, który stał niedaleko kominka. –Dzisiaj zaczęliście wakacje – zaczął
mężczyzna, patrząc na nastolatków. – Jason leci jutro do Los Angeles w ramach pracy
i chciałbym Victorio, abyś ty również na tym skorzystała. – blondynka podniosła
się z siedzenia.
-Poczekaj. –
zawołała. – Nie mogę lecieć.
-Masz plany?
– zapytał Jason zaskoczony, na co blondynka pokiwała tylko twierdząco głową,
nie chcąc aby jej przyjaciel dowiedział się, że nie zrezygnowała z tej umowy i
w dalszym ciągu chce wyciągnąć z gwiazdora jak najwięcej informacji o jego
prywatnym życiu.
-To przykro
mi, ale już nie masz. – odezwała się Alice, posyłając jej złośliwy uśmieszek. Osiemnastolatka
wywróciła oczami, zaciskając dłonie. Wstała z miejsca i wyszła z pomieszczenia.
*
Czuję się bardzo samotny. Tak, jakbym był
jedyną osobą na całym świecie, która czuje się w ten sposób i to nie ma nawet
znaczenia. To nie ma znaczenia.
To nie ma znaczenia! Może dlatego że ja nie jestem ważny. Mam wrażenie jakbym
utknął na świecie, gdzie nikt mnie nie chce. Gdzie czuję, jakbym był kompletnie
inny. Gdzie nie potrafię być zrozumiany. Mógłbym krzyczeć tak głośno jakbym
chciał, ale krzyk można stłumić, ponieważ nikt tak naprawdę nie wie jak słuchać.
Spojrzał na kartkę papieru. Opuszkami palców
przejechał po jej powierzchni. Zamknął oczy, wydychając powietrze. Poczuł jak z
jego oczu próbują się wydostać łzy. Zacisnął ręce w pięści. Nienawidził tego
uczucia. Nienawidził być sam i nie mieć co robić bo to tylko oznaczało, że ma
czas na zastanowienie się, na podejmowanie życiowych decyzji. Nie chciał tego.
Marzył, aby wrócić w czasie do tego co już było. Chciał znowu być
trzynastolatkiem, któremu marzyła się kariera muzyczna. Problemy z dnia na
dzień narastały, a on nie potrafił sobie już z nimi radzić. Starał się wszystko
ukrywać, uśmiechając się cały czas. Zdumiewające jak jeden uśmiech może
wprowadzić tak wielu ludzi w błąd. Jak doskonale może ukryć wszystko co nie
chcę się pokazać. Był zagubiony i jedyną rzecz, którą potrzebował to pomoc.
Jednak wszyscy zdają się nie dostrzegać jak bardzo się zmienił, co przeżywa, co
czuje.
Usłyszał pukanie do drzwi. Otworzył oczy i usiadł na
łóżku, zakładając na siebie biały podkoszulek z krótkim rękawem. Wytarł
krople łez z policzków. Kąciki ust uniosły się ku górze, powodując, że
nastolatek znów wyglądał na szczęśliwego.
-Proszę. –
powiedział lekko ochrypłym głosem. Do pomieszczenia weszła mama chłopca.
-Jesteśmy w
domu. – oznajmiła, blondyn jak na zawołanie wyleciał z pokoju i wyszedł z
tourbusa. Byli dokładnie przed domem jego dziadków gdzie miał spędzić wakacje.
Przed wejściem czekali na niego przyjaciele. Podszedł do nich szybkim krokiem i
z każdym się uściskał. Nie widział ich kilka miesięcy. Przed przyjazdem tutaj
nie mógł się doczekać kiedy znowu zobaczy Christiana, Chaza i Ryana. Uwielbiał
spędzać z nimi czas, grając w koszykówkę, hokej, nogę, lub po prostu
gadając. Każdy z nich był dla niego wyjątkowy na inny sposób. Ryan potrafił
określić uczucia Justina lepiej niż on sam, Chaz potrafił zawsze poprawić mu
humor, wymyślając najgłupsze zabawy, a Christian potrafił go wysłuchać i pomóc
kiedy tego potrzebował.
-Dobrze cię
znowu widzieć. – powiedział Somers uśmiechając się wesoło do osiemnastolatka.
-Witaj w
Stratford z powrotem. – zawołał siedemnastolatek, wskakując na plecy
przyjaciela, czym spowodował że obydwoje się wywrócili i wylądowali na ziemi,
zwijając się ze śmiechu.
Od autorki:
Dzisiaj mija rok odkąd
zobaczyłam Justina na koncercie na żywo! Z tej właśnie okazji wstawiam nowy
rozdział Dziękuję za wszystkie komentarze. Jesteście świetni. No i Justin
zawitał do Stratford nareszcie. Teraz akcja będzie się coraz bardziej rozwijać.
Przewiduje około 30 rozdziałów tego opowiadania. Jak na razie mam napisane 22
więc jest okay i mogę regularnie wstawiać. To chyba tyle. Do następnego!
5
KOMENTARZY
hihihiiihihhi :D tą sytuacje na początku z Vic i Chrisem skojarzyłam sobie, nie wiem dlaczego z TW - Alison i Isaac XDD Rozdział ciekawy, fajnie się rozkręca :>>
OdpowiedzUsuńWięc... UDANEGO KONCERTU ;D
świetny.. nie moge sie doczekac az Justin spotka sie z Vic :DD
OdpowiedzUsuń@magda_nivanne
NARESZCIE JUSTIN PRZYJECHAŁ!
OdpowiedzUsuńDOCZEKAŁAM SIĘ, WOOHOOO! XD
Rozdział ogólnie fajny, lekko się czytało (wybacz, że tak późno komentuje, ale jestem normalnie zawalona nauką, dopiero dzisiaj mam wolną chwilę ;o )
Czekam na spotkanie Vic, to będzie ciekawe ;>
OMFB! Super rozdział! Biedny Christian ;<< Czekam na następny <333
OdpowiedzUsuń