sobota, 5 kwietnia 2014

Rozdział 11

Po raz czwarty usłyszał dźwięk przychodzącej wiadomości. Powoli otworzył oczy, przeciągając się leniwie. Rozglądnął się po pomieszczeniu. Jego pokój. Zdziwił się, pamiętając, że miał zostać na noc u swojego przyjaciela. Po kilku minutach jednak przypomniał sobie co wydarzyło się wczorajszego wieczoru. Po całym tym zamieszaniu z Victorią, chłopak nie miał ochoty na spędzenie nocy w jednym domu z Chazem, Ryanem i Justinem. Musiał odpocząć i wszystko przemyśleć. Cała trójka była dla niego naprawdę bardzo ważna, ale nie mógł zapomnieć tego wszystkiego co nastolatkowie mówili o blondynce. Może i nie znał jej tak długo jak ich, ale znaczyła coś dla niego i uważał, że zna ją najlepiej ze wszystkich, ponieważ po raz pierwszy widział, żeby osiemnastolatka mówiła tak szczerze i nie unikała wzroku drugiej osoby. Miał wrażenie, że podczas tego meczu koszykarskiego, dostrzegł prawdziwą Victorię Parker – szczerą, miłą, prawdziwą, a nie chamską, wredną i kłamliwą. Po szkole chodziło o niej wiele plotek. Była taka, że codziennie sypia z innym chłopakiem i to za kasę, a pojawiła się nawet, że jest w ciąży z nauczycielem historii. Oczywiście to wszystko to czyste kłamstwa, jednak tak, czy tak, ludzie w nie wierzyli do pewnego czasu, a niektórzy nadal wierzą.
Piąta wiadomość. Wywrócił oczami i chwycił telefon, który leżał na podłodze koło jego łóżka. Wszystkie smsy były od Justina. Nie miał ochoty na to, aby po raz kolejny się pokłócić, więc nie otworzył żadnego z nich i wstał z posłania i wyszedł z pomieszczenia, kierując się w stronę kuchni. Zobaczył swoją mamę, która ubierała się na przedpokoju. Podszedł bliżej niej i zapytał gdzie się wybiera.
-Do pracy idę kochanie. Ja nie mam wakacji. – odpowiedziała, całując syna w czoło. – Będę wieczorem dopiero, bo później umówiłam się z Pattie na kawę. – dodała, biorąc z komody czarną torebkę od Chanel i wyszła.  Chłopak westchnął cicho, wchodząc do kuchni. Otworzył lodówkę, wyjmując z niej karton mleka. Sprawnie go otworzył i upił kilka łyków, nie kłopocząc się, aby nalać sobie napoju do szklanki. Następnie wyciągnął pudełko płatków i wsypał sobie trochę do buzi.
-Nie łatwiej wziąć miskę? – usłyszał za sobą znajomy głos. Odwrócił się i zobaczył stojącą w wejściu Samanthe. Uniósł jedną brew ku górze, ponieważ nie spodziewał się siedemnastolatki z tym domu. Posłał zdziwione spojrzenie nastolatce, na co ona uniosła w powietrze książkę od angielskiego i dopiero wtedy sobie przypomniał, że ma zadany projekt na wakacje, a jego partnerką jest Sam. Przeczesał ręką włosy z zakłopotaniem, gdyż stał przed szatynką w samych spodniach od dresu. –To bierzemy się do roboty? – zapytała. – Tylko może najpierw się ubierz, dobrze? – uśmiechnęła się do niego lekko.
-A jak weszłaś do domu?
-Przez ogród. Drzwi tarasowe były otwarta, więc pozwoliłam sobie wejść. Przepraszam. – szepnęła cicho, spuszczając głowę.
-Nie ma sprawy. Nie jestem zły. – odpowiedział, wskazując dziewczynie ręką, aby usiadła w salonie i na niego poczekała. Kiedy uczyniła tak, jak chciał, on szybko wbiegł do swojego pokoju, aby się przebrać.
-Mam już dość. – zawołał blondyn, kładąc się na podłodze, co wywołało cichy chichot u Sam. Popatrzył na nią, udając urażonego, że sięz niego zaśmiała, jednak kilka sekund później uśmiechnął się szeroko do dziewczyny, wstając z ziemi. Wyciągnął do niej rękę, na co siedemnastolatka popatrzyła na niego ze zdziwieniem. – Chodź na lody do Scoopera. – powiedział.
-Musimy skończyć pracę, Christian. – wskazała na porozwalane po całym pomieszczeniu zeszyty i książki.
-I skończymy, ale po lodach. – odpowiedział, chwytając szatynkę za ręce, ciągnąc ją w stronę przedpokoju. Usłyszał ciche westchnienie, wydobywające się z ust swojej partnerki. Wiedział, że oznacza to, że kapituluje i zgadza się na krótką przerwę. Ubrawszy się, wyszli z domu i skierowali się w stronę lodziarni. Szli niecałe dziesięć minut, po drodze rozmawiając o tym co jeszcze mają do zrobienia na angielski. Ulica Erie jest niedaleko centrum, co sprawia, że kręci się tu bardzo dużo ludzi. Najwięcej nastolatków, ze względu na to, że są wakacje, więc wiele osób nie ma co robić, a siedzenie w domu podczas kiedy słońce mocno świeci i jest bezchmurne niebo, to największa głupota. Stanęli naprzeciwko niewielkiego budynku. Zamówili truskawkowo – waniliowe lody i usiedli na ławce przed lodziarnią.

*

-Nie odpowiada. – zawołał Justin, rzucając komórkę na sofę, gdzie siedzieli Chaz i Ryan.
-Pewnie nie ma czasu, bo jest zajęty Parker. – prychnął Somers, za co oberwał od piosenkarza po głowie. –No co? Mówię tylko prawdę.
-Przez coś takiego stracisz przyjaciela, więc daruj sobie te teksty. Ja i Butsy cię rozumiemy, ale on jest w nią zapatrzony i nic na to nie poradzimy. Może w końcu się przekona, że mieliśmy racje. – sięgnął po fullcap Netsów i założył go na głowę – Nie wiem jak wy, ale ja nie będę siedzieć w domu. – powiedział, zakładając czarne Vansy.
Szli chodnikiem wzdłuż sporego zbiornika wodnego. Uwielbiali tutaj przebywać. Często brali deskorolki lub BMXy i jeździli na nich. Czasami gdy jakaś ładna dziewczyna przechodziła niedaleko, popisywali się, aby zwróciła na nich uwagę. Zazwyczaj im się do udawało. W końcu wszyscy są bardzo dobrze znani w tym mieście i mało kto ich nie zna. 
-Hej! To nie jest Christian? – zapytał Ryan, wskazując chłopaka, który idzie kilka metrów przed nimi z jakąś dziewczyną u boku. Spojrzeli w kierunku nastolatków i zgodnie przytaknęli, że to na pewno jest ich przyjaciel.
-Miałem racje, że spędza czas z Parker. – zawołał Chaz, wywracając oczami.
-Wiesz, nie chce nic mówić, ale Victoria ma blond włosy i jest we wzroście Chrisa, a nie niższa.
-Zawsze mogła zafarbować i jest niższa od niego. - blondyn wskazał głową, aby podeszli do nich. Podbiegli odrobinę, aby być pewni, że nie mylili się co do tego, że to Christian. Butsy zawołał Chrisa. Chłopak, słysząc swoje imię, odwrócił się i zaraz tego pożałował, jak zobaczył całą trójkę w komplecie. Byli oni ostatnimi osobami, które chciał w tej chwili spotkać.
-Co tu robisz? – odezwał się Justin, uśmiechając się lekko. – Nie odpisywałeś i nie odbierałeś telefonu. – powiedział, kątem oka obserwując dziewczynę, która stała koło siedemnastolatka. Wyglądała na zmieszaną, co zdziwiło osiemnastolatka, gdyż z opowiadać Chaza i Ryana wynikało, że nie należy ona do nieśmiałych osób.
-Byłem zajęty. – odburknął.
-Cześć Sam. – powiedział szatyn, posyłając dziewczynie uśmiech, na co gwiazdor, popatrzył na nią ze zdziwieniem wypisanym na twarzy. W tej chwili się pogubił. Wydawała się mu dziwnie znajoma, a w tej chwili wiedział tylko tyle, że nie jest to ta osoba, w której zakochał się Christian.
-H-hej. – szepnęła ze spuszczoną głową.
-Justin, to jest Sam. Sam, to jest nasz przyjaciel Justin. – przedstawił sobie dwójkę Ryan. Brązowooki spojrzał na bluzkę jaką miała na sobie nastolatka i uśmiechnął się szeroko.
-My się już znamy. – odpowiedział Bieber, czym zdziwił przyjaciół. Szatynka uniosła głowę i spojrzała w oczy chłopaka. – Pamiętam cię. – wyprzedził jej pytanie, wskazując na t-shirt.
-Samantha była na moim koncercie w Toronto. – wytłumaczył, widząc Chrisa, Ryana i Chaza zdezorientowanych.
-Tak właściwie to nie byłam na koncercie, ale spotkaliśmy się po nim, pod areną. – wyprostowała nastolatka, a Justin otworzył usta ze zdziwienia. Nie widział, że dziewczyny nie było na jego występie. – W każdym razie nieważne. Muszę iść już. – zrobiła kilka kroków do tyłu i odwróciła się na pięcie, ruszając przed siebie.
-A co z projektem? – zawołał za nią siedemnastolatek.
-Umówimy się jeszcze. – odpowiedziała i zniknęła chłopcom z oczu.
Chodzili po całym Stratford do wieczora. Ustalili, że nie będę się wypowiadać na temat blondynki, aby nie wkurzyć Christiana. Co jak co, ale był ich przyjacielem i nie chcieli go stracić poprzez coś tak głupiego jak odmienne zdanie na temat jednej dziewczyny.
Siedzieli właśnie w restauracji King’s buffet wspominając stare czasy, za nim jeszcze Justin wyjechał ze miasta do Atlanty.
-Nie zapomnę nigdy tego miejsce. – powiedział blondyn, rozglądając się po pomieszczeniu.
-Ja nie zapomnę jak o 21:00 wpadłeś do mnie i powiedziałeś że twoja pierwsza randka to kompletny niewypał, bo wywaliłeś na siebie spaghetti. – zawołał Chaz, a wszyscy zaczęli się śmiać, sprawiając, że Justin poczerwieniał. – Dziewczyna nie umówiła się nawet z tobą drugi raz.
-To nie jest śmieszne. – oburzył się piosenkarz, ale po kilku sekundach wybuchnął śmiechem, przypominając sobie tamten wieczór. - To było tak dawno.
-No. Miałeś chyba trzynaście lat.– zapytał Ryan, na co brązowooki pokiwał twierdząco głową. Siedzieli tak przez godzinę, aż w końcu Somers nie wytrzymał.
-Wiem, że mieliśmy o tym nie gadać, ale muszę ten jeden raz. – popatrzył na siedemnastolatka. – Przeszła ci Parker? Wiesz, byłeś dzisiaj z Sam na spacerze i wydaje mi się, że dobrze się dogadywaliście.
-Ja i Sam mieliśmy projekt z angielskiego do zrobienia i żeby odpocząć poszliśmy na lody i na spacer. Nic między nami nie ma jeśli o to ci chodzi. Chociaż sądzę że wolałbyś, żebym odpowiedział, że się w niej zakochałem. – odpowiedział, starając się utrzymać spokój.
-Właściwie to dobrze. W końcu jest zajęta.
-Ma chłopaka? – wtrącił się do rozmowy Justin, patrząc po przyjaciołach, którzy pokiwali twierdząco głowami. Nastolatek nie chciał tego pokazać, ale zmartwiła go trochę ta wiadomość, ponieważ dziewczyna wydała mu się ciekawą osobą i na swój sposób go pociągała. Wolał jednak zachować to dla siebie.
-Chodzi z takim Jasonem – przyjacielem Victorii.
-Czekajcie. Pogubiłem się znowu. Mówiliście, że ta cała Parker jest chamska i wredna, nie obraź się Chris, to jakim cudem ona ma przyjaciela?
-Wszyscy się dziwią. – odpowiedział Ryan. – Dla niego też nie jest najmilsza i nie wiemy jak on znosi jej zachowanie. Jason jest spoko. Możemy iść do niego jutro, to go poznasz. Kompletne przeciwieństwo Victorii. No i był kapitanem szkolnej drużyny koszykarskiej, więc możemy się wybrać z nim na halę i pograć.
-To dopiero za tydzień, będziemy mogli, bo Jason jest z Vic w Los Angeles. – powiedział Christian.
-Po co tam polecieli? – zapytał Chaz , wyciągając z kieszeni spodni telefon.
-No on zatrudnił się w magazynie „The news” jako pomocnik jednego z redaktorów i musiał wyjechać, a Victoria poleciała z nim dla towarzystwa. – usłyszał parsknięcie śmiechem. Spojrzał na Somersa, który ledwo siedział na krześle. – Z czego się śmiejesz?
-Nieważne.


Od autorki:

Rozdział w pełni poświęcony chłopcom! Mam nadzieję, że wam się podoba. Z góry mówię, że wszystkie miejsca jaki opisuje istnieją naprawdę. Możecie sprawdzać jak chcecie. No więc nowy post za tydzień.  I zapraszam was do obejrzenia openingu który znajduje się w zakładkach po prawej stronie. Trzymajcie się. 

2 komentarze: