Po raz czwarty usłyszał dźwięk przychodzącej
wiadomości. Powoli otworzył oczy, przeciągając się leniwie. Rozglądnął się po
pomieszczeniu. Jego pokój. Zdziwił się, pamiętając, że miał zostać na noc u
swojego przyjaciela. Po kilku minutach jednak przypomniał sobie co wydarzyło
się wczorajszego wieczoru. Po całym tym zamieszaniu z Victorią, chłopak nie
miał ochoty na spędzenie nocy w jednym domu z Chazem, Ryanem i Justinem. Musiał
odpocząć i wszystko przemyśleć. Cała trójka była dla niego naprawdę bardzo ważna,
ale nie mógł zapomnieć tego wszystkiego co nastolatkowie mówili o blondynce.
Może i nie znał jej tak długo jak ich, ale znaczyła coś dla niego i uważał, że
zna ją najlepiej ze wszystkich, ponieważ po raz pierwszy widział, żeby
osiemnastolatka mówiła tak szczerze i nie unikała wzroku drugiej osoby. Miał
wrażenie, że podczas tego meczu koszykarskiego, dostrzegł prawdziwą Victorię
Parker – szczerą, miłą, prawdziwą, a nie chamską, wredną i kłamliwą. Po szkole
chodziło o niej wiele plotek. Była taka, że codziennie sypia z innym chłopakiem
i to za kasę, a pojawiła się nawet, że jest w ciąży z nauczycielem historii.
Oczywiście to wszystko to czyste kłamstwa, jednak tak, czy tak, ludzie w nie
wierzyli do pewnego czasu, a niektórzy nadal wierzą.
Piąta wiadomość. Wywrócił oczami i chwycił telefon,
który leżał na podłodze koło jego łóżka. Wszystkie smsy były od Justina. Nie
miał ochoty na to, aby po raz kolejny się pokłócić, więc nie otworzył żadnego z
nich i wstał z posłania i wyszedł z pomieszczenia, kierując się w stronę
kuchni. Zobaczył swoją mamę, która ubierała się na przedpokoju. Podszedł bliżej
niej i zapytał gdzie się wybiera.
-Do pracy
idę kochanie. Ja nie mam wakacji. – odpowiedziała, całując syna w czoło. – Będę
wieczorem dopiero, bo później umówiłam się z Pattie na kawę. – dodała, biorąc z
komody czarną torebkę od Chanel i wyszła. Chłopak westchnął cicho,
wchodząc do kuchni. Otworzył lodówkę, wyjmując z niej karton mleka. Sprawnie go
otworzył i upił kilka łyków, nie kłopocząc się, aby nalać sobie napoju do
szklanki. Następnie wyciągnął pudełko płatków i wsypał sobie trochę do buzi.
-Nie łatwiej
wziąć miskę? – usłyszał za sobą znajomy głos. Odwrócił się i zobaczył stojącą w
wejściu Samanthe. Uniósł jedną brew ku górze, ponieważ nie spodziewał się
siedemnastolatki z tym domu. Posłał zdziwione spojrzenie nastolatce, na co ona
uniosła w powietrze książkę od angielskiego i dopiero wtedy sobie
przypomniał, że ma zadany projekt na wakacje, a jego partnerką jest Sam.
Przeczesał ręką włosy z zakłopotaniem, gdyż stał przed szatynką w samych
spodniach od dresu. –To bierzemy się do roboty? – zapytała. – Tylko może
najpierw się ubierz, dobrze? – uśmiechnęła się do niego lekko.
-A jak
weszłaś do domu?
-Przez
ogród. Drzwi tarasowe były otwarta, więc pozwoliłam sobie wejść. Przepraszam. –
szepnęła cicho, spuszczając głowę.
-Nie ma
sprawy. Nie jestem zły. – odpowiedział, wskazując dziewczynie ręką, aby usiadła
w salonie i na niego poczekała. Kiedy uczyniła tak, jak chciał, on szybko
wbiegł do swojego pokoju, aby się przebrać.
-Mam już dość. – zawołał blondyn, kładąc się na
podłodze, co wywołało cichy chichot u Sam. Popatrzył na nią, udając urażonego,
że sięz niego zaśmiała, jednak kilka sekund później uśmiechnął się szeroko do
dziewczyny, wstając z ziemi. Wyciągnął do niej rękę, na co siedemnastolatka
popatrzyła na niego ze zdziwieniem. – Chodź na lody do Scoopera. – powiedział.
-Musimy
skończyć pracę, Christian. – wskazała na porozwalane po całym pomieszczeniu
zeszyty i książki.
-I
skończymy, ale po lodach. – odpowiedział, chwytając szatynkę za ręce, ciągnąc
ją w stronę przedpokoju. Usłyszał ciche westchnienie, wydobywające się z ust
swojej partnerki. Wiedział, że oznacza to, że kapituluje i zgadza się na krótką
przerwę. Ubrawszy się, wyszli z domu i skierowali się w stronę lodziarni. Szli niecałe dziesięć minut, po drodze
rozmawiając o tym co jeszcze mają do zrobienia na angielski. Ulica Erie jest
niedaleko centrum, co sprawia, że kręci się tu bardzo dużo ludzi. Najwięcej
nastolatków, ze względu na to, że są wakacje, więc wiele osób nie ma co robić,
a siedzenie w domu podczas kiedy słońce mocno świeci i jest bezchmurne niebo,
to największa głupota. Stanęli naprzeciwko niewielkiego budynku. Zamówili
truskawkowo – waniliowe lody i usiedli na ławce przed lodziarnią.
*
-Nie odpowiada. – zawołał Justin, rzucając komórkę na
sofę, gdzie siedzieli Chaz i Ryan.
-Pewnie nie
ma czasu, bo jest zajęty Parker. – prychnął Somers, za co oberwał od
piosenkarza po głowie. –No co? Mówię tylko prawdę.
-Przez coś
takiego stracisz przyjaciela, więc daruj sobie te teksty. Ja i Butsy cię
rozumiemy, ale on jest w nią zapatrzony i nic na to nie poradzimy. Może w końcu
się przekona, że mieliśmy racje. – sięgnął po fullcap Netsów i założył go na
głowę – Nie wiem jak wy, ale ja nie będę siedzieć w domu. – powiedział,
zakładając czarne Vansy.
Szli chodnikiem wzdłuż sporego zbiornika wodnego.
Uwielbiali tutaj przebywać. Często brali deskorolki lub BMXy i jeździli na
nich. Czasami gdy jakaś ładna dziewczyna przechodziła niedaleko, popisywali
się, aby zwróciła na nich uwagę. Zazwyczaj im się do udawało. W końcu wszyscy
są bardzo dobrze znani w tym mieście i mało kto ich nie zna.
-Hej! To nie
jest Christian? – zapytał Ryan, wskazując chłopaka, który idzie kilka metrów
przed nimi z jakąś dziewczyną u boku. Spojrzeli w kierunku nastolatków i
zgodnie przytaknęli, że to na pewno jest ich przyjaciel.
-Miałem
racje, że spędza czas z Parker. – zawołał Chaz, wywracając oczami.
-Wiesz, nie
chce nic mówić, ale Victoria ma blond włosy i jest we wzroście Chrisa, a nie
niższa.
-Zawsze
mogła zafarbować i jest niższa od niego. - blondyn wskazał głową, aby podeszli
do nich. Podbiegli odrobinę, aby być pewni, że nie mylili się co do tego, że to
Christian. Butsy zawołał Chrisa. Chłopak, słysząc swoje imię, odwrócił się i
zaraz tego pożałował, jak zobaczył całą trójkę w komplecie. Byli oni ostatnimi
osobami, które chciał w tej chwili spotkać.
-Co tu
robisz? – odezwał się Justin, uśmiechając się lekko. – Nie odpisywałeś i nie
odbierałeś telefonu. – powiedział, kątem oka obserwując dziewczynę, która stała
koło siedemnastolatka. Wyglądała na zmieszaną, co zdziwiło osiemnastolatka,
gdyż z opowiadać Chaza i Ryana wynikało, że nie należy ona do nieśmiałych osób.
-Byłem
zajęty. – odburknął.
-Cześć Sam.
– powiedział szatyn, posyłając dziewczynie uśmiech, na co gwiazdor, popatrzył
na nią ze zdziwieniem wypisanym na twarzy. W tej chwili się pogubił. Wydawała
się mu dziwnie znajoma, a w tej chwili wiedział tylko tyle, że nie jest to ta
osoba, w której zakochał się Christian.
-H-hej. –
szepnęła ze spuszczoną głową.
-Justin, to
jest Sam. Sam, to jest nasz przyjaciel Justin. – przedstawił sobie dwójkę Ryan.
Brązowooki spojrzał na bluzkę jaką miała na sobie nastolatka i uśmiechnął się
szeroko.
-My się już
znamy. – odpowiedział Bieber, czym zdziwił przyjaciół. Szatynka uniosła głowę i
spojrzała w oczy chłopaka. – Pamiętam cię. – wyprzedził jej pytanie, wskazując
na t-shirt.
-Samantha
była na moim koncercie w Toronto. – wytłumaczył, widząc Chrisa, Ryana i Chaza
zdezorientowanych.
-Tak
właściwie to nie byłam na koncercie, ale spotkaliśmy się po nim, pod areną. –
wyprostowała nastolatka, a Justin otworzył usta ze zdziwienia. Nie widział, że
dziewczyny nie było na jego występie. – W każdym razie nieważne. Muszę iść już.
– zrobiła kilka kroków do tyłu i odwróciła się na pięcie, ruszając przed
siebie.
-A co z
projektem? – zawołał za nią siedemnastolatek.
-Umówimy się
jeszcze. – odpowiedziała i zniknęła chłopcom z oczu.
Chodzili po całym Stratford do wieczora. Ustalili, że
nie będę się wypowiadać na temat blondynki, aby nie wkurzyć Christiana. Co jak
co, ale był ich przyjacielem i nie chcieli go stracić poprzez coś tak głupiego
jak odmienne zdanie na temat jednej dziewczyny.
Siedzieli właśnie w restauracji King’s buffet
wspominając stare czasy, za nim jeszcze Justin wyjechał ze miasta do Atlanty.
-Nie zapomnę
nigdy tego miejsce. – powiedział blondyn, rozglądając się po pomieszczeniu.
-Ja nie
zapomnę jak o 21:00 wpadłeś do mnie i powiedziałeś że twoja pierwsza randka to
kompletny niewypał, bo wywaliłeś na siebie spaghetti. – zawołał Chaz, a wszyscy
zaczęli się śmiać, sprawiając, że Justin poczerwieniał. – Dziewczyna nie
umówiła się nawet z tobą drugi raz.
-To nie jest
śmieszne. – oburzył się piosenkarz, ale po kilku sekundach wybuchnął śmiechem,
przypominając sobie tamten wieczór. - To było tak dawno.
-No. Miałeś
chyba trzynaście lat.– zapytał Ryan, na co brązowooki pokiwał twierdząco głową.
Siedzieli tak przez godzinę, aż w końcu Somers nie wytrzymał.
-Wiem, że
mieliśmy o tym nie gadać, ale muszę ten jeden raz. – popatrzył na
siedemnastolatka. – Przeszła ci Parker? Wiesz, byłeś dzisiaj z Sam na spacerze
i wydaje mi się, że dobrze się dogadywaliście.
-Ja i Sam
mieliśmy projekt z angielskiego do zrobienia i żeby odpocząć poszliśmy na lody
i na spacer. Nic między nami nie ma jeśli o to ci chodzi. Chociaż sądzę że
wolałbyś, żebym odpowiedział, że się w niej zakochałem. – odpowiedział,
starając się utrzymać spokój.
-Właściwie
to dobrze. W końcu jest zajęta.
-Ma
chłopaka? – wtrącił się do rozmowy Justin, patrząc po przyjaciołach, którzy
pokiwali twierdząco głowami. Nastolatek nie chciał tego pokazać, ale zmartwiła
go trochę ta wiadomość, ponieważ dziewczyna wydała mu się ciekawą osobą i na
swój sposób go pociągała. Wolał jednak zachować to dla siebie.
-Chodzi z
takim Jasonem – przyjacielem Victorii.
-Czekajcie.
Pogubiłem się znowu. Mówiliście, że ta cała Parker jest chamska i wredna, nie
obraź się Chris, to jakim cudem ona ma przyjaciela?
-Wszyscy się
dziwią. – odpowiedział Ryan. – Dla niego też nie jest najmilsza i nie wiemy jak
on znosi jej zachowanie. Jason jest spoko. Możemy iść do niego jutro, to go
poznasz. Kompletne przeciwieństwo Victorii. No i był kapitanem szkolnej drużyny
koszykarskiej, więc możemy się wybrać z nim na halę i pograć.
-To dopiero
za tydzień, będziemy mogli, bo Jason jest z Vic w Los Angeles. – powiedział
Christian.
-Po co tam
polecieli? – zapytał Chaz , wyciągając z kieszeni spodni telefon.
-No on
zatrudnił się w magazynie „The news” jako pomocnik jednego z redaktorów i
musiał wyjechać, a Victoria poleciała z nim dla towarzystwa. – usłyszał
parsknięcie śmiechem. Spojrzał na Somersa, który ledwo siedział na krześle. – Z
czego się śmiejesz?
-Nieważne.
Od autorki:
Rozdział w pełni poświęcony chłopcom! Mam nadzieję, że wam
się podoba. Z góry mówię, że wszystkie miejsca jaki opisuje istnieją naprawdę.
Możecie sprawdzać jak chcecie. No więc nowy post za tydzień. I zapraszam was do obejrzenia openingu który znajduje się w zakładkach po prawej stronie. Trzymajcie się.
Świetny
OdpowiedzUsuń@magda_nivanne
Super,
OdpowiedzUsuńświetny,
fajny,
super fajny,
super świetny
:)))))))