sobota, 8 marca 2014

Rozdział 4

Samantha właśnie skończyła trening siatkówki. Wyszła ze szkoły, zakładając na ramię torbę. Rozglądnęła się po okolicy, szukając samochodu swojego ojca jednak nie było go nigdzie widać. Postanowiła poczekać kilka minut. Słońce powoli zachodziło. Lekki, chłodny wiatr rozwiewał jej długie, proste włosy na wszystkie strony. Dziewczyna ziewnęła cicho. Poniedziałki zawsze były najbardziej męczącymi dniami dla nastolatki. Trener na początku tygodnia przeważnie miał zły humor i serwował dziewczynom długie i ciężkie zajęcia. Pomimo tego, Sam nie przeszło nawet przez myśl, aby zrezygnować z siatkówki. Uwielbiała ten sport. Gra dawała jej chwile wytchnienia od monotonni życia. Gdy była mała bardzo często prosiła brata, aby chociaż przez chwilę z nią poodbijał. Z czasem zwykłe odbijanie piłki stało się jej pasją. Na lekcjach wychowania fizycznego zawsze prosiła nauczyciela o zagranie w siatkówkę, zamiast biegania przez dwie godziny na okrągło.
Sam wyjęła z kieszeni spodni telefon komórkowy i wykręciła numer taty. Odezwała się sekretarka. Zawsze to samo – pomyślała, wzdychając cicho. Dziewczyna widuje swojego ojca tylko rano. Ona wstaje, on wychodzi w pośpiechu do pracy. Nigdy go nie ma w domu. Jest wiecznie zapracowany. Często zapomina o jej meczach, co boli nastolatkę bardziej niż cokolwiek innego. Obiecuje i nigdy nie dotrzymuje słowa. Tym razem nie było inaczej. Mężczyzna zapewnił swoją córkę, że dzisiaj wyjdzie z biura wcześniej i odbierze ją z treningu. Nie pojawił się. Brązowowłosa miała nadzieję, że chociaż raz wywiąże się z umowy. Cóż, mówią: nadzieja matką głupich. Naciągnęła na siebie niebieską bluzę i ruszyła do domu pieszo.

*

Victoria obudziła się o 7:30 co oznaczało, że zaspała. Pierwszą lekcją jest matematyka, z którego dziewczyna jest zagrożona. Nigdy nie przepadała za tym przedmiotem, ale nie miała w planach zostać w ostatniej klasie kolejny rok. Szybko wstała z łóżka i przebrała się w pierwsze lepsze ciuchy jakie znalazła w swojej szafie. Zbiegła po schodach, w biegu łapiąc za torbę z książkami. Spięła blond włosy w koka i weszła do kuchni. Zastała tam siedzącą młodszą siostrę, która robiła sobie śniadanie.
-Czemu się tak spieszysz? – zapytała, smarując kanapkę masłem orzechowym.
-Bo zaraz się spóźnię do szkoły. Jak po raz kolejny przyjdę na matmę po czasie, nauczyciel na sto procent mnie nie przepuści. Muszę się pilnować. – odpowiedziała, wypijając Rosalie kakao. Wzięła do ręki nóż i odcięła trzynastolatce skórkę od chleba, jak to miała w zwyczaju robić prawie każdego ranka. Pocałowała ciemnowłosą w czoło i wybiegła z domu.
Trzy sekundy, dwie sekundy, jedna sekunda. Dzwonek. Blondynka w ostatniej chwili wbiegła do klasy. Rozglądnęła się po pomieszczeniu. Wszyscy uczniowie patrzyli w jej stronę. Była do tego przyzwyczajona, chociaż niekiedy denerwowało ją to niesamowicie. Zobaczyła swojego przyjaciela. Siedział na końcu sali i rozmawiał z Chazem i Ryanem. Cóż za ironia, kiedy twój najlepszy i jedyny przyjaciel był w bardzo dobrych stosunkach z twoimi największymi wrogami, nieprawdaż?
Podeszła do nastolatków i usiadłam koło Jasona.
-O czym ciekawym rozmawiacie? – zagadała do nich, zakładając nogę na nogę. Chłopcy spojrzeli na nią. Dwójka ironicznie się zaśmiała, a jeden posłał jej ciepły uśmiech i puścił oczko. – Dajcie sobie spokój. Podeszłam do was i najnormalniej w świecie zapytałam co robicie. – powiedziała, wywracając oczami. Miała wielką ochotę puścić im tekst o tym, że wyglądają jakby przejechał ich walec drogowy, ale w ostatniej chwili wycofała się ze swoim zamiarów. Zamiast tego wymusiła uśmiech, starając się, aby wyglądał jak najbardziej naturalnie.
-Mówimy o meczu, który nas czeka pojutrze. – głos zabrał Jason, obejmując blondynkę w pasie. Dziewczyna uderzyła go w rękę, dając do zrozumienia, że ma tak nie robić. Osiemnastolatek zachichotał cicho i pocałował ją w policzek, na co nastolatka się skrzywiła i wytarła dłonią wilgotne miejsce. – Przyjdziesz, prawda?
-Jasne. Nie przegapiłabym go. – odpowiedziała, posyłając przyjacielowi znaczące spojrzenie. Doskonale wiedział kiedy zapytać o jej obecność na meczu. Przecież nie może mu chamsko odpowiedzieć przy Chazie i Ryanie, bo wszystko by legło w gruzach.
-Od kiedy ty jesteś taka miła? – odezwał się w końcu Chaz, puszczając jej zdziwione spojrzenie. – Wczoraj na imprezie ponoć też byłaś grzeczna. Tak mi mówił Christian. Pominę fakt, że w ogóle się pojawiłaś. – złapał się za głowę, krzywiąc się lekko.
-Kacyk? – zignorowała jego pytanie. Zaśmiała się. Drzwi do klasy się otworzyły i wszedł przez nie nauczyciel matematyki. Było 10 minut po dzwonku, a on dopiero teraz przychodzi. Victoria zeszła z ławki i usiadła na krześle, wyjmując książki i zeszyt.

*

Jason zszedł z boiska do koszykówki i wszedł do szatni, gdzie byli już wszyscy chłopcy z drużyny. W czwartek ma się odbyć ostatni i zarazem najważniejszy mecz w sezonie. Grają z Rekinami z Open High School. Jest to najlepsza drużyna w Kanadzie. Wygrywają każdy mecz. Wiele osób mówi, że Rekiny nie znają litości i nigdy nie bawią się z rywalami. Traktują koszykówkę zbyt poważnie. Nie potrafią grać dla zabawy. Może właśnie dlatego są najlepsi? Bo zmienili się w maszyny do gry. A może po prostu są pod wielką presją i nie potrafią już czerpać przyjemności z tego sportu. Jedno jest pewne. Drużynie Dzikich Kotów będzie ich bardzo trudno pokonać.
Nicols usiadł na ławce, opierając spocone ciało o swoją szafkę, w której trzymał ciuchy na zmianę. Patrzył po wszystkich zawodnikach. Byli załamani. Dzisiaj stracili wiarę w siebie. Trener zaczął na nich krzyczeć i pod wpływem emocji powiedział, że są beznadziejni i nie umieją grać. Każdy doskonale wiedział, że mężczyzna bardzo przejmuje się grą, ale słowa jakie padły z jego ust zapamiętają na bardzo długo, a już na pewno, aż do końca meczu w czwartek. Ciemnowłosy przeczesał ręką swoje mokre włosy. Nie miał nawet siły na to, aby się przebrać. Był kapitanem drużyny, a nie umiał nawet znaleźć odpowiednich słów by pocieszyć przyjaciół i zagrzać do walki. Koszykówka była dla niego wszystkim. Trenował kiedy tylko miał czas. Ten sport sprawiał, że czuł się szczęśliwy, doceniany i przede wszystkim spełniony. Spojrzał w stronę Christiana, który dołączył do drużyny na początku roku. Siedemnastolatek wnosił wiele energii. Miał tyle siły w sobie, co nie jeden człowiek. Zawsze patrzył na wszystko przez różowe okulary. Jednak tym razem nawet Beadles był załamany i nie wiedział co ze sobą zrobić. Chciał się wykazać, Jason to widział, ale nie miał pojęcia jak to zrobić. Sam był podłamany, a jego samoocena zmalała o kilka stopni.
-Nie możesz tutaj przebywać. – usłyszał głos trenera.
-Tak, tak, tak.– obojętność i lekka bezczelność dały osiemnastolatkowi znak, że osobą, która wparowała do męskiej szatni była Victoria. Weszła do boksu drużyny, uśmiechając się szeroko. – A wy co tak siedzicie załamani? – zapytała, podchodząc do Jasona. Oddała mu iPoda, którego wczoraj pożyczyła, aby przegrać sobie kilka piosenek.
-Co cię to obchodzi Parker? Załatwiłaś chyba sprawę za jaką tutaj przyszłaś, więc możesz już iść. Jakbyś nie zauważyła to jest męska szatnia. – wysyczał Chaz, który do tej pory siedział cicho w rogu szatni z podkulonymi nogami pod brodę i schowaną twarzą w dłoniach. Blondynka wywróciła oczami, siadając przyjacielowi na kolanach jako, że nie znalazła innego wolnego miejsca.
-Jakbyś nie zauważył, ja nigdy nie przestrzegam zasad. – odpowiedziała, mrożąc nastolatka spojrzeniem. – Co ja ci dzisiaj zrobiłam, że na mnie tak naskakujesz?
-Wystarczy, że cię zobaczyłem. – mruknął, ściągając z siebie koszulkę.
-To nie patrz na mnie. – odpyskowała. Następnie spojrzała na Christiana i się do niego ciepło uśmiechnęła. Chłopak lekko zaskoczony, odwzajemnił gest. – Słyszałam od Jennifer, że trener nieźle po was pojechał. – zaśmiała się cicho, ale widząc, że nikomu nie jest do śmiechu, przestała. Wstała i założyła ręce na klatce piersiowej. – I macie zamiar załamywać się przez jednego gościa z niespełnionymi marzeniami? Gdybym ja wam powiedziała nieprzyjemne słowa na temat waszej gry wyśmialibyście mnie, mówiąc że się nie znam i wiecie co? Macie racje, ja się nie znam.
-Do czego zmierzasz Parker? – odezwał się Ryan, patrząc na Victorie podejrzliwie.
-Zmierzam do tego, że moimi słowami byście się nie przejęli, a czemu przejęliście się jego? To tylko jeden wielki cham. Wiem, bo mam z nim lekcje. – dodała ciszej. – Nie dajcie sobie wmówić, że jesteście beznadziejni i nie macie talentu, bo gra jest niczym bez pasji, prawda? A wy pasji i miłości do koszykówki macie wiele. Sama widzę ile Jason trenuje. Codziennie rano biega, ćwiczy rzuty i zwody, a dopiero później może iść do szkoły. Jesteście lepsi niż wam się wydaje.
-Nie rozumiesz, że słowa trenera nas zdołowały? On jest obiektywny i zna się na koszykówce. – Butler rzucił bluzką o szafki.
-Obiektywny? – zaśmiała się gorzko – Obiektywna to jestem ja. – westchnęła. – Ruszcie dupy i pokażcie temu debilowi kogo nazwał beztalenciem! Sam nim jest skoro gnije w tej szkole jako nauczyciel, a nie gra w jakiejś drużynie! Siedząc i użalając się nad sobą, nic nie zdziałacie! – zawołała. W chłopcach obudziła się nadzieja. Słowa dziewczyny dotarły do każdego i podbudowały ich. Nie mieli pojęcia, że nastolatkę stać na tak głębokie teksty. Blondynka wyciągnęła z torby koszule Chrisa i podała mu ją, dziękując cicho.
-Vic ma racje – zaczął Jason. Usłyszał chrząknięcie. – Victoria ma racje – poprawił się, wiedząc, że nienawidziła kiedy ktoś zdrabniał jej imię. Dziewczyna uśmiechnęła się lekko i wyszła z szatni. – Nie powinniśmy się podłamywać przez jedną osobę. Zobaczcie jak daleko zaszliśmy. Po raz pierwszy zagramy z Rekinami, którzy są najlepsi w Kanadzie. To chyba coś znaczy, prawda? Nie było by nas tutaj, gdyby nie to, że pragniemy się rozwijać i wygrywać. Nie pozwólmy zniszczyć opinii jednej osobie. nawet jeśli ta osoba to nasz trener. On nie zalicza się do drużyny. To my, jak tu siedzimy, ją tworzymy. To my wiemy na co nas stać i co potrafimy osiągnąć jeśli tylko chcemy. Wygramy czy przegramy, będziemy się cieszyć, że mieliśmy szansę zajść tak daleko. Niektórzy, tak jak ja mają ostatnią szansę do zagrania w tej szkole, w tej drużynie. Pokażemy, że Dzikie Koty też potrafią i trzecioklasiści odejdą w wielkim stylu. Kto jest ze mną? – zapytał, stając na środku boksu. Wszyscy chłopcy podnieśli się z miejsc i wykonali grupowy okrzyk.


Od autorki:

Miałam wstawić rozdział w tamtą niedzielę, ale było trochę mało komentarzy więc jest dopiero dzisiaj. Czekam na opinie na temat tego rozdziału.

WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO Z OKAZJI DNIA KOBIET!

3 komentarze:

  1. świetny:)
    @magda_nivanne

    OdpowiedzUsuń
  2. Czemu ten wątek z koszykówką skojarzył mi się z High School Musical? ahahah ok, nie ważne.. XD Czekam na następny rozdział z meczem :)) Rozdział fajny :>
    Take care xo
    p.s. Tobie też Anutka wszystkiego najlepszego ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Super rozdział. Podoba mi się ta władcza Victoria, jak ich zagrzewała do walki. Taka seksowna ;> Hahaha o rany o czym ja myślę :D
    Caały czas czekam na Justina, nie mogę się go doczekać i kolejnego rozdziału.
    Pisz, pisz kochanie <3

    OdpowiedzUsuń