sobota, 15 marca 2014

Rozdział 6

Czwartek , 21 czerwca. Dzień jak każdy inny. Jednak nie dla szkoły w Stratford. Tego dnia ma mieć miejsce najważniejszy mecz w całym koszykarskim sezonie. Drużyna Dzikich kotów ma się zmierzyć mistrzami Kanady. Co rok spotkanie kończyło się wygraną Rekinów. Tym razem gracze chcieli to zmienić. Chcieli wygrać. Większość zawodników w tym roku kończy naukę, dlatego tym bardziej byli skupieni na wygranej, aby ukończyć liceum z osiągnięciem sukcesu jakim jest puchar Kanady.
W tym dniu lekcje zostały odwołane, a uczniowie wraz z nauczycielami mieli przyjść na mecz i kibicować szkolnej drużynie. Dokładnie o 9 w sali gimnastycznej zaczęli się schodzić ludzie. Spotkanie rozpoczyna się dopiero za o 10:30 jednak wszyscy przychodzili wcześniej, aby zająć jak najlepsze miejsca i jeszcze przed meczem życzyć graczom powodzenia. Każdy był bardzo podekscytowany dzisiejszym dniem. No, prawie każdy. Wyjątkiem była Victoria Anne Parker, która pokazała się w szkole, tylko z powodu otrzymania punktów dodatkowych, których jej brakuje, aby mieć odpowiednie zachowanie i zakończyć naukę na zadowalającym poziomie.
Blondynka spacerowała korytarzem szkolnym, aby zapełnić czas, który został do rozpoczęcia spotkania. Nie uśmiechało się jej siedzenie ponad godziny w szkole, podczas gdy miała o wiele ciekawsze rzeczy do roboty. Dziewczyna postanowiła zajrzeć do klasy matematycznej, mając nadzieję, że zastanie tam pana Blacka i dowie się czy postawił jej tą wymarzoną dwójkę, aby nie musiała powtarzać roku. Nauczyciel nie miał siły na umawianie się z Parker na kolejne poprawy sprawdzianów, za które i tak dostawała jedynki lub dwójki minus. Postawił jednak Victorii warunek, że przez cały ostatni miesiąc szkolny ma pojawiać się na matematyce, bez jakichkolwiek zastrzeżeń wykonywać jego polecenia, uważnie słuchać i rozwiązywać zadania. Nastolatka bez namysłu przystała na tą propozycje, gdyż nie miała zamiaru powtarzać trzeciej klasy. Perspektywa chodzenia do klasy z Christianem Beadlesem i resztą drugoklasistów nie napawała jej entuzjazmem.
Victoria zapukała do drzwi, a słysząc pozwolenie na wejście wolno przekroczyła próg. Przy brązowym mahoniowym biurku siedział niski, siwy mężczyzna w podeszłym wieku. Na nosie miał czarne okrągłe okulary, które blondynce od zawsze kojarzyły się z Harrym Potterem. W sumie, gdyby  nie to, że profesor nie miał brody, wyglądałby całkiem jak Dumbledore. Nauczyciel przywitał ją uśmiechem co zdziwiło nastolatkę, gdyż nigdy za nią nie przepadał. Między innymi dlatego, że często wagarowała i olewała naukę, a kiedy już raczyła zjawić się na jego lekcjach odpowiadała bez większego zainteresowania i czasami nawet zdarzało jej się użyć wulgarnych słów, czego profesor nie mógł znieść i wysyłał ją do gabinetu dyrektora.
-Dzień dobru panie Black – przywitała się Victoria najmilej jak umiała, aby pod sam koniec my nie podpaść.
-Witaj panno Parker – odpowiedział, wskazując blondynce ręką pierwszą ławkę, aby w niej usiadła. Nastolatka skinęła głową i posłusznie wykonała jego polecenie.
-Mógłby mi pan powiedzieć, czy mam tą dwójkę z matematyki? – zapytała niecierpliwie, wpatrując się w niebieskie oczy mężczyzny. Uśmiechnęła się i przygryzła delikatnie dolną wargę. – Proszę, ja muszę skończyć szkołę w tym roku. Nie chcę użerać się z drugoklasistami. To będzie tortura. – jęknęła. Profesor zaśmiał się wesoło kręcąc głową.
-Udana jesteś. Nie przejmujesz się reakcją rodziców na to, że nie zdasz, tylko tym, że będziesz musiała się męczyć z młodszymi. Nie stawiam ci dwójki. – odchrząknął, a na twarzy blondynki pojawiło się zdziwienie – Spokojnie, ukończyłaś u mnie rok szkolny z trójką. Twoje ciągłe zadania i chodzenie do tablicy było czymś w rodzaju testu końcowego. Zdałaś go na piątkę, więc uważam, że należy ci się ta trójka – powiedział, ściągając z nosa okulary i czyszcząc je o swój zielony sweter.
-Mówi pan poważnie?!
-Jak najbardziej – odpowiedział – Jesteś bardzo mądrą dziewczyną Victorio, tylko po prostu ci się nie chce, ale sama widzisz że jak chcesz to potrafisz. A dodatkowo nie chce mi się ciebie uczyć czwarty rok.
-Dziękuję! Strasznie dziękuję! – zawołała i uśmiechnięta wybiegła z klasy. Niedaleko niej stał Christian, więc dziewczyna nie myśląc długo podbiegła do niego i przytuliła. Zaskoczony chłopak odsunął ją od siebie delikatnie. – Zdałam! Nie muszę powtarzać roku i nie będę musiała przebywać z wami! – krzyknęła, ponownie przytulając się do siedemnastolatka. Tym razem blondyn odwzajemnił uścisk.
-To moje gratulacje i przy okazji znowu mnie obraziłaś – Chris wystawił jej język i zaśmiał się cicho.
-Wybacz. – powiedziała.

Matko jaki idiota!

-Nie ma sprawy – blondyn mrugnął do niej. Dziewczyna zauważyła, że przygląda się jej ubraniom. No tak. W końcu była ubrana nieco inaczej niż zwykle. Nie miała na sobie eleganckiej bluzki, albo sukienki, tylko zwykłą białą koszulkę na ramiączkach i czerwone krótkie spodenki. Na nogach zazwyczaj miała szpilki. Tym razem zastąpiły je Vansy. Blondynka często się tak ubiera, ale jeszcze nikt ze szkoły, poza Jasonem, nie widział jej w takim stroju. Skrzyżowała ręce, chichocząc pod nosem.
-Zaskoczony moimi ubraniami? – zapytała. Chłopak pokiwał twierdząco głową i objął niebieskooką w pasie, na co dostał łokciem w brzuch od dziewczyny. – Nie przeginaj. – syknęła. Do dwójki podszedł Jason z Samanthą, trzymając się za ręce. Byli już ze sobą od roku i tworzyli świetną parę. Victoria jednak nie lubiła Sam, ponieważ była jej kompletnym przeciwieństwem. Zawsze grzeczna, miła, kulturalna i przyjacielska, a do tego uczyła się bardzo dobrze. Wiele osób uważa ją za ideał, a Parker nienawidzi ideałów i osób, które jak sądzi jej zagrażają. Często chciała zmieszać ją z błotem, dopóki to ona była najpopularniejsza, jednak ze względu na to, że jej przyjaciel ją kocha, nie robiła tego. – A ty co tu robisz? – warknęła blondynka na szatynkę.
-Vic.- upomniał ją szatyn.
-Ile razy mam ci powtarzać, żebyś nie mówił do mnie Vic? – wysyczała przez zęby.
-A ile razy ja mam ci powtarzać, żebyś przestała być chamska? – osiemnastolatka zaśmiała się gorzko.
-Ty chyba nie wiesz o co mnie prosisz.
-Chociaż dla osób, które kocham.
-Tak, tak, tak, nieważne. – machnęła ręką i pociągając siedemnastolatka w swoją stronę, odeszła od zakochanych. Miała plan, który może wiele zmienić w stosunku przyjaciół Justina do niej. Był to plan doskonały i musiał wypalić. Nie było innej możliwości.
Koniec drugiej kwarty. Chwila odpoczynku dla obu drużyn. Rekiny prowadzą z Dzikimi kotami ośmioma punktami. Nienajlepiej. Zostało tylko jeszcze trzydzieści minut, aby dogonić rywali. Niby nic trudnego zdobyć osiem punktów. Wystarczy cztery razy rzucić do kosza. Jednak dla nich to wielkie wyzwanie, gdyż rzadko mają okazję na wejście pod kosz przeciwników. Częściej próbują rzucać za trzy, jednak jedyną osobą, która od zawsze potrafiła bezbłędnie wykonać takie rzuty był Christian. Ale tym razem nawet on nie mógł sobie dobrze wymierzyć. Był zmęczony, jak wszyscy zawodnicy. Z każdą minutą tracił nadzieję na zwycięstwo.
-Jakaś masakra. – skomentowała osiemnastolatka, kręcąc głową. Jednak chwilę później na jej twarzy pojawił się chytry uśmiech. Była to bowiem genialna sytuacja, aby wprowadzić swój plan w życie. Odgarnęła włosy do tyłu i schodząc z trybun ruszyła za chłopakami do szatni. Idąc przez korytarz mijała chłopców, którzy zdziwieni widokiem dziewczyny w męskim boksie. Pchnęła drzwi i weszła do pomieszczenia gdzie siedziała większość Dzikich kotów.
-Panno Parker, proszę natychmiast stąd wyjść. Nie powinno cię tu być. – warknął trener, wskazując dłonią wyjście.
-Zaraz wyjdę. Mam ważną sprawę do Chrisa i nie wyjdę dopóki z nim nie pogadam. – odpowiedziała, wywracając oczami. Popatrzyła na swojego zdziwionego przyjaciela i mrugnęła do niego, dając znać, że wie co robi. Chłopak pokręcił bezradnie głową i jako kapitan drużyny pozwolił siedemnastolatkowi na wyjście wraz z blondynką. Oboje weszli na aule szkolną, gdzie było pusto i cicho.
-To nie może poczekać? – zapytał blondyn, wycierając bluzką swoje spocone ciało.
-Nie. – skwitowała, podchodząc bliżej niego. Popatrzyła mu w oczy, a następnie przerzuciła wzrok na jego duże, ładnie wykrojone usta. –Wiesz dlaczego stałam się dla ciebie?

Victoria, oficjalnie ogłaszam, że upadłaś na głowę.

-Totalna zmiana osobowości? – nastolatka zaśmiała się cicho z naiwności chłopaka.
-Słodki jesteś, ale ludzie się nie zmieniają, a już na pewno nie ja. – odpowiedziała, oddychając głęboko. Za chwilę zrobi najgłupszą rzecz na świecie. Wiedziała, że sekrety Justina Biebera będą ją sporo kosztować, ale nigdy nie przypuszczała, że będzie zdolna, aż do tak wielkiego poświęcenia. –Ale nie odpowiadam za swoje uczucia. – szepnęła ze spuszczoną głową. Wpatrywała się w czubki swoich butów, bojąc się, że jak spojrzy siedemnastolatkowi w oczy on zobaczy w nich kłamstwo.
-Możesz trochę jaśniej? Nie bardzo za tobą nadążam. – westchnęła. Chwyciła go za podkoszulek i namiętnie pocałowała. Zaskoczony chłopak w pierwszej chwili nie wiedział co ma zrobić, ale zaraz potem odwzajemnił pocałunek. Poczuł jak blondynka uśmiecha się poprzez pocałunki. Ona wiedziała, że już wygrała. Po chwili oderwali się od siebie.
-Wystarczająco jasno? – dziewczyna przygryzła delikatnie dolną wargę, wyklinając na siebie w myślach. W odpowiedzi blondyn musnął jej usta i z szerokim uśmiechem na ustach wrócił do szatni, gdzie czekali na niego przyjaciele.
-Czego ona chciała? – pierwszy zabrał głos Chaz. Cisza. – Po co Parker chciała z tobą gadać? – ponowił próbę wyciągnięcia jakichkolwiek informacji od siedemnastolatka. – Dobra, wiem że się zakochałeś, ale możesz mi odpowiedzieć? – warknął.
-Znam to spojrzenie. – zawołał Jason, spoglądając znad swojej komórki. Znał już plan Victorii i z jednej strony był jej wdzięczny, ponieważ Christian zrobi teraz wszystko, aby Dzikie koty wygrały, ale z drugiej strony dziewczyna go oszukuje, próbując osiągnąć swój cel. Nienawidził kiedy nastolatka miała zlecenia do wykonania, ponieważ zawsze musiał kłamać i udawać, że nic nie wie, a tym razem dodatkowo chodziło o jego kolegów z drużyny, których naprawdę bardzo lubił. Wiedział jednak, że Victoria by mu nie wybaczyła, gdyby wygadał jej sekret, a zapewne zemściła by się na nim w okrutny sposób. Poza tym Vic jest jego przyjaciółką i pomimo wszystko nie chciał jej stracić. – Sądzę, że on wam nic, jak na razie, nie powie. – stwierdził. Zabrzmiał dźwięk oznajmiający, że przerwa się skończyła i nadszedł czas na rozegranie pozostałych dwóch kwart meczu.
-Udało się! – krzyknęła Victoria, podbiegając do szczęśliwego z wygranej Christiana. Ostatnie piętnaście minut meczu z pewnością należały do blondyna. Rzucił sześć razy za trzy i to tylko dzięki blondynce. Pomogła mu. Dała powód dla którego powinien się wykazać. Chłopak uśmiechnął się szeroko do dziewczyny i mocno przytulił, kręcąc wokół własnej osi. Osiemnastolatka zaśmiała się i pocałowała go w policzek.
-Dzięki. Gdyby nie to, że mi skłamałaś, nie udałoby mi się. – zamarła. Popatrzyła na niego z zdziwieniem i wciągnęła do swoich płuc dużo powietrza. Posłała mu pytając spojrzenie na co nastolatek wzruszył ramionami. – No przecież pocałowałaś mnie i skłamałaś, że coś do mnie czujesz, abym zagrał lepiej. Normalnie bym się wkurzył, ale nie tym razem.
-Pocałowałaś go?! – warknął Chaz, podchodząc do nich. – Miałaś się trzymać od niego z daleka! – krzyknął, ignorując siedemnastolatka, który próbował go uspokoić, tłumacząc, że nie jest zły i że wygrali dzięki temu. Osiemnastolatek jednak miał to gdzieś. Był wściekły na blondynkę, że omotała sobie jego przyjaciela wokół palca i nie ma nawet wyrzutów sumienia. Miał wielką ochotę ją uderzyć, ale nie bił kobiet. Nie miałby odwagi podnieść na nią ręki, bez względu na to kim dla niego była i co zrobiła.
-Zrobiłam to, bo chciałam!
-Nie widzisz, że go niszczysz?! Doskonale wiesz co on czuje, a ty się nim najnormalniej w świecie bawisz! Znamy twój plan. I przykro mi, ale nie poznasz swojego idola. Nie pozwolimy, abyś zbliżyła się do Justina!
-Żartujesz sobie, prawda? – zaśmiała się głośno. – Ja nie jestem fanką Biebera i nie będę. Jason wam to potwierdzi. Nie wykorzystuje was, żeby się do niego zbliżyć. Pan Gwiazda mnie nie obchodzi. Stałam się dla was miła, bo zakochałam się w Christianie. Jednak widzę, że on zawsze będzie widział we mnie kłamliwą zołzę. Zapomnijcie. – westchnęła i odwróciła się na pięcie – A tak w ogóle, gratuluje wygranej. – powiedziała i wyszła z sali gimnastycznej  z uśmiechem na twarzy. Widziała zdziwienie na twarzach chłopców i wiedziała, że tym razem sądzą, że dziewczyna powiedziała prawdę. Jednak, ojej, jaka szkoda, że to tylko część jej planu. Może nie do końca tak sobie to wyobrażała, ale ważne, że wszystko zostało opanowane. Gra się rozpoczęła i nie zakończy dopóki blondynka nie dopnie swego.

Teraz będzie tylko coraz łatwiej.


Od autorki:

Jeszcze tylko kilka rozdziałów i pojawi się Justin. Planuje dzisiaj wziąć się za zwiastun do tego opowiadania, żeby zdobyć więcej czytelników. Macie może jakieś pomysły lub wizje jakbyście chcieli żeby to wyglądało? Wszystko wezmę pod uwagę.

Miłego weekendu życzę! <3


CZYTASZ = KOMENTUJESZ

3 komentarze:

  1. świetny..nie mogę się doczekać, aż Vic pozna Justina :)
    czekam na nowy ;3
    @magda_nivanne

    OdpowiedzUsuń
  2. Super :)) Fajnie się akcja rozkręca :>
    Czekam na kolejny :D
    p.s. Gdybyś potrzebowała w czymś pomocy to pisz :)

    OdpowiedzUsuń
  3. O ja pierdziele... nie wierze, że to powiedziała ;o biedny Christian, strasznie mu współczuję tego, bo on zacznie naprawdę myśleć że Vic się w nim zakochała, a on taki słodziutki jest <3 no nic. z niecierpliwością czekam na Justina i nowy rozdział !

    OdpowiedzUsuń