sobota, 12 lipca 2014

Rozdział 23

Budynek Lenox Hill Hospital znajdował się przy skrzyżowaniu ulicy Park Ave i 77th St. New York. Był on widoczny dla wszystkich przejezdnych i nigdy nie było problemu ze znalezieniem go. Cieszył się dużym powodzeniem i znakomitą reputacją. Uważany był za jeden z najlepszych szpitali w stanie dzięki świetnym lekarzom. Znaczył on dla całego miasta bardzo dużo w świecie medycyny.
Jednak znaczył on jeszcze więcej dla Victorii, która się w nim urodziła osiemnaście lat temu. Pomimo tego co mówi akt urodzenia, ona wręcz czuła, że zaszło jakieś nieporozumienie.
Wysiadając z taksówki, za którą zapłacił Justin przyglądnęła się budynkowi z uwagą. Pamiętała go doskonale, gdyż każdego dnia mijała go, idąc i wracając ze szkoły. Nigdy jednak nie traktowała Nowego Jorku jako domu. Było to dla niej jedynie zwykłe miasto. Miała kilku znajomych, ale jedynie do wspólnych zakupów, albo do pójścia na imprezę. Nie miała nikogo z kim mogła otwarcie porozmawiać o wszystkim. Dopiero kiedy przyjechała do Stratford i spotkała Jasona, poczuła, że gdzieś należy. Cieszyła się, że mogła w końcu zaprzyjaźnić się z kimś. Kto, pomimo jej charakteru, akceptował ją, i co ważniejsze - lubił. Teraz niestety będzie musiała wrócić do życia, jakie miała na Manhattanie, co nie odpowiadało jej ani trochę, ale nic nie mogła zrobić. Jason nie chciał mieć z nią nic wspólnego.
            Poczuła czyjąś rękę na swoim biodrze. Gwałtownie się odwróciła i zobaczyła, że to tylko gwiazdor. Posłała mu uśmiech, który od razu odwzajemnił. Razem ruszyli w stronę wejścia. Znajdując się w środku, do nozdrzy blondynki dotarł nieprzyjemny zapach, który można było wyczuć w każdym szpitalu. Dziewczyna nie przepadała za nim, ale nie miała wyjścia, jak przetrwać to. Zauważyła, że chłopak ściągnął okulary, jednak zostawił na głowie full capa. Chwycił nastolatkę za dłoń i pociągnął delikatnie w stronę recepcji, przy której siedziała starsza kobieta. Miała na oko 60 lat. Jej siwe włosy były spięte w koka. Na nosie miała okulary, które co chwilę poprawiała. Kiedy zauważyła, że osiemnastolatkowie podeszli do niej, wstała z krzesła, ze względu na to, że lada była wysoka i okazałaby brak szacunku, jeśliby się nie podniosła. Posłała im ciepły uśmiech. Victorię aż zdziwiło, że kobieta nie poznała Justina, ale nie miała nic przeciwko temu. Przynajmniej nie będą mieli żadnych problemów.
-W czym mogę pomóc? – zapytała, spoglądając raz na niego, raz na nią.
-Dzień dobry. Mamy taką trochę nietypową sprawę. – zaczął piosenkarz. – Moja koleżanka urodziła się w tym szpitalu osiemnaście lat temu i bardzo nam zależy na znalezieniu lekarza, który przyjmował poród.
-Rozumiem. W takim razie będę potrzebowała imienia i nazwiska panienki. – powiedziała, zwracając się do niebieskookiej. Ta tylko lekko skinęła głową i podała jej dane, które zgadzały się z aktem urodzenia. Pozostała jednak przy nazwisku Rivera, gdyż w innym wypadku recepcjonistka jedyne co by jej powiedziała to, to, że taka osoba nie została urodzona w tym szpitalu. – Tak. Mam tutaj panią. Wygląda na to, że osoby, której szukacie jest doktor Brian Park.
-Moglibyśmy się z nim zobaczyć? – poprosił brązowooki.
-Oczywiście. Jego gabinet jest na 18 piętrze. – odparła. Nastolatkowie grzecznie podziękowali kobiecie i wsiedli do windy.
-Co my mamy mu powiedzieć? – zapytała Victoria, nerwowo uginając i prostując nogi. Delikatnie przygryzała wargę, patrząc na ekranik, na którym było widać, jak zmieniają się numery pięter.
-Przedstawisz się tak jak tej recepcjonistce. Nie może wiedzieć, że masz na nazwisko Parker. Zobaczymy, czy w ogóle pamięta cokolwiek z tego dnia. – odparł Bieber.
            Kiedy winda zatrzymała się osiemnastolatkowie wysiedli szybko. Na korytarzy nie było żadnych ludzi, więc nie mieli problemu z przemieszczaniem się. Patrzyli na kartki na drzwiach, aż dotarli do właściwego gabinetu. Blondynka odetchnęła głęboko i zapukała. Słysząc zaproszenie do środka, powoli weszła do pomieszczenia. Przy biurku, które stało pod oknem, siedział mężczyzn w średnim wieku. Miał ciemne, krótkie włosy i brązowe oczy. Wyglądał trochę na Koreańczyka.
-Doktor Brian Park? – zapytała Victoria, podchodząc bliżej lekarza.
-To ja. – odpowiedział z uśmiechem. – W czym mogę pomóc?
-Nazywam się Victoria Rivera. Nie jestem pewna czy pamięta pan cokolwiek, ale odbierał doktor poród mojej mamy osiemnaście lat temu.
-Cóż. Akurat ten poród doskonale pamiętam. Był to pierwszy, który przyjąłem, jednak naprawdę nie sądzę, żeby to było możliwe, że dziecko, które się wtedy urodziło, stało teraz przede mną. – odpowiedział, wskazując dłonią na blondynkę. – Dziewczyna była wcześniakiem i niestety zmarła kilka godzin po urodzeniu.
-Chwila. Jak to? – odezwał się Justin. – Czy do aktu urodzenia nie powinna być dołączona dokumentacja o zgonie jeśli zdarzyło się to na terenie szpitala, w którym się urodziło?
-Powinna być. I jestem pewny panie Bieber, że jest dołączony ten dokument. Przykro mi, ale nie mogę wam w niczym pomóc. – powiedział. Serce Victorii zabiło dwa razy mocniej niż biło do tej pory. Nie wiedziała tylko z jakiego to powodu. Skoro dziewczyna, która urodziła się w tym samym dniu co ona zmarła, to znaczy, że to nie był jej akt urodzenia. Z drugiej jednak strony to był jedyny akt urodzenia z tego dnia w tym szpitalu. Mogło to oznaczać tylko, że została urodzona zupełnie gdzie indziej.
-Dziękujemy. Do widzenia. – zawołała blondynka i wyszła z gabinetu. Za nią podążył gwiazdor.
            Przez całą drogę do wyjścia z budynku nastolatkowie nie odzywali się do siebie. Obydwoje nie wiedzieli co mają o tym myśleć. Mieli nadzieję, że dzięki tej wizycie dowiedzą się czegokolwiek, jednak wrócili do punktu wyjścia. Do rozwiązania tej sprawy było bardzo daleko. Victoria zaraz po wyjściu ruszyła wzdłuż Lexington Avenue. Nie oglądała się za siebie, aby zobaczyć czy brązowooki za nią idzie. Nie wiedziała co ma myśleć o tym wszystkim. Miała nadzieję, że wyjdzie od tego lekarza z jakimiś informacjami, które jej pomogą w odnalezieniu rodzicielki. A dowiedziała się, że nie wie nic. Nawet nie wiedziała, gdzie się tak naprawdę urodziła.
            Po dwudziestu minutach drogi w końcu się zatrzymała. Znajdowała się na York Avenue, gdzie mieszkała przed wyprowadzką. Kilka sekund później doszedł do niej piosenkarz. Była zdziwiona, że szedł za nią taki kawałek drogi. No ale w sumie on nie znał tak tego miasta jak dziewczyna, więc nie miał innego wyjścia, niż podążanie za nią.
-Gdzie jesteśmy? – zapytał, rozglądając się na wszystkie strony.
-Mieszkałam na tej ulicy kiedyś. – odparła. – Chodź. – powiedziała i ruszyła na boisko, które znajdowało się niedaleko nich. Jak była mała uwielbiała tam przychodzić i grać razem z innymi dziećmi w piłkę. Była typem osoby, która nie miała nic przeciwko ubrudzeniu się. Uwielbiała wszelkiego rodzaju sporty i wspinać się na drzewa. Pomimo tego, najbardziej uwielbiała jednak pozowanie do zdjęć. Jeszcze przed odejściem jej mama często przychodziła tutaj i robiła jej zdjęcia jak grała. Zdarzało się też, że podczas jakiejś akcji, kiedy blondynka zobaczyła swoją rodzicielkę, zatrzymała się, zapozowała i dopiero później ruszyła dalej. Wywoływało to zawsze śmiech u kobiety. Widziała, jak wielką pasją dziewczynka darzy modeling.
            Kilkoro chłopców grało w piłkę nożną, więc nastolatkowie przemknęli niepostrzeżenie przez boisko i usiedli na jednej z ławeczek, przypatrując się grze dzieci. Osiemnastolatka zaczęła opowiadać piosenkarzowi o jej życiu przed wyprowadzką. Wspominała te dobre, jak i te gorsze dni. Milczała jedynie na temat swojej mamy, której jak się okazało w ogóle nie pamięta i ma tylko wspomnienia z kobietą, którą wyobrażała sobie jako Alexandrę Karlson.
            Kiedy zegar wybił godzinę 15:00 nastolatkowie zdecydowali się już zbierać. Przełożyli wizytę w The Anderson School na jutro. Victoria miała dość wrażeń i informacji, a może raczej ich brak, jak na jeden dzień. Po dotarciu do hotelu osiemnastolatkowie zdecydowali się na pójście do hotelowej restauracji, aby zjeść obiad. Zamówili stoli z daleka od innych, mając nadzieję, że nie zauważą ich nieodpowiednie osoby.
-Co zamawiasz? – zapytał Justin, podnosząc swój wzrok znad menu na niebieskooką.
-Makaron z brokułami i sosem serowym. A ty?
-Kurczaka z ziemniakami i sałatką warzywną. – odpowiedział. Złożyli swoje zamówienia i czekali cierpliwie na swoje dania. Przez większość czasu starali się ustalić co zrobią jutro, jak pójdą do tej szkoły. Mieli nadzieję, że tam im się poszczęści i czegokolwiek się dowiedzą.
-Dobra. Chyba mamy już wszystko ustalone. – powiedziała blondynka, odgarniając swoje włosy, które zachodziły jej na oczy.
-To może powiesz mi coś o sobie teraz? – zaproponował chłopak, uśmiechając się szeroko do dziewczyny, co wywołało u niej natychmiastowy śmiech.
-Chyba wiesz już o mnie bardzo dużo. Trochę ci poopowiadałam dzisiaj, co nieco wiesz od Christiana, Chaza i Ryana, więc nie wiem co jeszcze byłoby do powiedzenia. – odparła.
-Mogę cię o coś zapytać?
-Tak sądzę.
-Czy stało się coś między tobą i Jasonem?
-Pokłóciliśmy się. Okłamałam go, a może raczej powinnam powiedzieć, że zataiłam przed nim ważną sprawę i teraz nie chce mieć ze mną już nic wspólnego. Zresztą nie dziwię mu się. – zaczęła. – Przez te trzy lata byłam beznadziejną przyjaciółką, a on zasługuje na znacznie więcej.
-Jestem pewien, że wszystko sobie jakoś wyjaśnicie. – brązowooki chwycił Parker za rękę, dodając jej otuchy.
-To może ty mi coś teraz o sobie powiesz? – zaproponowała dziewczyna, upijając łyk wody, którą kelner przyniósł niedługo po zamówieniu przez nich posiłków.
-A co chcesz wiedzieć?
-Hmm – zastanowiła się przez chwilę. – Może powiedz mi coś o swojej nowej trasie?
-No to trasa będzie się nazywać Believe Tour. Będę na niej śpiewał przede wszystkim piosenki z najnowszego albumu, ale będzie też kilka starych. Zagramy aż 162 koncerty.
-Rany! Dasz radę aż tyle koncertów dać? – zapytała.
-Sądzę, że tak. Na My World miałem małe problemy z gardłem, ale jakoś udało mi się to przetrwać. Wtedy nie byłem świadomy tego, jak bardzo muszę uważać na to ile mówię i jak głośno. Teraz będę to wszystko ograniczać. Nie powinno być problemów.
-Nadal będziesz wybierać One less lonely girl?
-Czyli wiesz co nieco o mnie? – na jego twarz wkradł się chytry uśmieszek. – A może zaraz się dowiem, że w ogóle jesteś Belieber, co?
-No pewnie. Jestem twoja psychofanką i tylko czekam, aż zostaniemy całkiem sami. Marz dalej Bieber. – wytknęła mu język, śmiejąc się cicho. – Wiem trochę rzeczy. Moja siostra jest twoją wielką fanką, a po za tym nie żyję w jaskini. O niektórych rzeczach nie da się nie słyszeć.
-Właściwie to fakt.
-Po za tym masz całkiem fajną rodzinę.
-Poznałaś tylko mamę, babcię i dziadka, ale to prawda, że mam fajną rodzinę. Jest ona właściwie strasznie duża. Z większością niestety spotykam się raz do roku w Boże Narodzenie.
-Masz rodzeństwo?
-Tak. Przyrodnie. Jazmyn ma cztery lata, a Jaxon w listopadzie skończy dwa. Obydwoje mieszkają z moim tatą i jego żoną w Toronto. Może kiedyś ich poznasz. Są naprawdę świetni.
-Bardzo bym chciała.

Od autorki:

Jak na razie nic się jeszcze takiego nie dzieje. 25 rozdział to jest już dosyć sporo informacji. Musicie jeszcze trochę poczekać, ale obiecuję, że będzie warto. Nowy post dodam za niedługo. Zobaczymy kiedy mi się będzie chciało hahaha. Miłego weekendu. Kocham was

Zapraszam was również na bloga motywacyjnego mojego starszego brata >>> klik ♥

3 komentarze:

  1. co to sie dzieję, nic już nie rozumiem :)
    ale rozdział świetnie napisany:*
    @magda_nivanne

    OdpowiedzUsuń
  2. genialny rozdzial. mam nadzieje, ze uda mi się tlumaczyć to opowiadanie tak jak chcialam. czekam na nastepny bo trochę zamieszania jest i mam tyle pytan, na ktore mi pewnie i tak nie odpowiesz tylko powiesz zebym poczekala. coraz bardziej intrygujesz haha. kocham ♥ - jessica.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wow, ale mnie zaskoczyłaś, że to nie jej akt urodzenia ani nic. Kurde to oni są teraz, że tak brzydko powiem w "czarnej dupie". Ciekawe co dalej, jejku szkoda mi Victorii bo musi przez to wszystko przechodzić, dobrze że chociaż Justin jest przy niej :D
    Czekam na następny rozdział :*

    OdpowiedzUsuń