Budynek Lenox Hill Hospital znajdował się przy skrzyżowaniu ulicy Park Ave
i 77th St. New York. Był on widoczny dla wszystkich przejezdnych i nigdy nie
było problemu ze znalezieniem go. Cieszył się dużym powodzeniem i znakomitą reputacją.
Uważany był za jeden z najlepszych szpitali w stanie dzięki świetnym lekarzom.
Znaczył on dla całego miasta bardzo dużo w świecie medycyny.
Jednak znaczył on jeszcze więcej dla
Victorii, która się w nim urodziła osiemnaście lat temu. Pomimo tego co mówi
akt urodzenia, ona wręcz czuła, że zaszło jakieś nieporozumienie.
Wysiadając z taksówki, za którą zapłacił
Justin przyglądnęła się budynkowi z uwagą. Pamiętała go doskonale, gdyż każdego
dnia mijała go, idąc i wracając ze szkoły. Nigdy jednak nie traktowała Nowego
Jorku jako domu. Było to dla niej jedynie zwykłe miasto. Miała kilku znajomych,
ale jedynie do wspólnych zakupów, albo do pójścia na imprezę. Nie miała nikogo
z kim mogła otwarcie porozmawiać o wszystkim. Dopiero kiedy przyjechała do
Stratford i spotkała Jasona, poczuła, że gdzieś należy. Cieszyła się, że mogła
w końcu zaprzyjaźnić się z kimś. Kto, pomimo jej charakteru, akceptował ją, i
co ważniejsze - lubił. Teraz niestety będzie musiała wrócić do życia, jakie
miała na Manhattanie, co nie odpowiadało jej ani trochę, ale nic nie mogła
zrobić. Jason nie chciał mieć z nią nic wspólnego.
Poczuła czyjąś rękę na swoim
biodrze. Gwałtownie się odwróciła i zobaczyła, że to tylko gwiazdor. Posłała mu
uśmiech, który od razu odwzajemnił. Razem ruszyli w stronę wejścia. Znajdując
się w środku, do nozdrzy blondynki dotarł nieprzyjemny zapach, który można było
wyczuć w każdym szpitalu. Dziewczyna nie przepadała za nim, ale nie miała
wyjścia, jak przetrwać to. Zauważyła, że chłopak ściągnął okulary, jednak
zostawił na głowie full capa. Chwycił nastolatkę za dłoń i pociągnął delikatnie
w stronę recepcji, przy której siedziała starsza kobieta. Miała na oko 60 lat.
Jej siwe włosy były spięte w koka. Na nosie miała okulary, które co chwilę
poprawiała. Kiedy zauważyła, że osiemnastolatkowie podeszli do niej, wstała z
krzesła, ze względu na to, że lada była wysoka i okazałaby brak szacunku,
jeśliby się nie podniosła. Posłała im ciepły uśmiech. Victorię aż zdziwiło, że
kobieta nie poznała Justina, ale nie miała nic przeciwko temu. Przynajmniej nie
będą mieli żadnych problemów.
-W
czym mogę pomóc? – zapytała, spoglądając raz na niego, raz na nią.
-Dzień
dobry. Mamy taką trochę nietypową sprawę. – zaczął piosenkarz. – Moja koleżanka
urodziła się w tym szpitalu osiemnaście lat temu i bardzo nam zależy na
znalezieniu lekarza, który przyjmował poród.
-Rozumiem.
W takim razie będę potrzebowała imienia i nazwiska panienki. – powiedziała,
zwracając się do niebieskookiej. Ta tylko lekko skinęła głową i podała jej
dane, które zgadzały się z aktem urodzenia. Pozostała jednak przy nazwisku
Rivera, gdyż w innym wypadku recepcjonistka jedyne co by jej powiedziała to,
to, że taka osoba nie została urodzona w tym szpitalu. – Tak. Mam tutaj panią.
Wygląda na to, że osoby, której szukacie jest doktor Brian Park.
-Moglibyśmy
się z nim zobaczyć? – poprosił brązowooki.
-Oczywiście.
Jego gabinet jest na 18 piętrze. – odparła. Nastolatkowie grzecznie
podziękowali kobiecie i wsiedli do windy.
-Co
my mamy mu powiedzieć? – zapytała Victoria, nerwowo uginając i prostując nogi.
Delikatnie przygryzała wargę, patrząc na ekranik, na którym było widać, jak
zmieniają się numery pięter.
-Przedstawisz
się tak jak tej recepcjonistce. Nie może wiedzieć, że masz na nazwisko Parker.
Zobaczymy, czy w ogóle pamięta cokolwiek z tego dnia. – odparł Bieber.
Kiedy winda zatrzymała się
osiemnastolatkowie wysiedli szybko. Na korytarzy nie było żadnych ludzi, więc
nie mieli problemu z przemieszczaniem się. Patrzyli na kartki na drzwiach, aż
dotarli do właściwego gabinetu. Blondynka odetchnęła głęboko i zapukała.
Słysząc zaproszenie do środka, powoli weszła do pomieszczenia. Przy biurku,
które stało pod oknem, siedział mężczyzn w średnim wieku. Miał ciemne, krótkie
włosy i brązowe oczy. Wyglądał trochę na Koreańczyka.
-Doktor
Brian Park? – zapytała Victoria, podchodząc bliżej lekarza.
-To
ja. – odpowiedział z uśmiechem. – W czym mogę pomóc?
-Nazywam
się Victoria Rivera. Nie jestem pewna czy pamięta pan cokolwiek, ale odbierał
doktor poród mojej mamy osiemnaście lat temu.
-Cóż.
Akurat ten poród doskonale pamiętam. Był to pierwszy, który przyjąłem, jednak
naprawdę nie sądzę, żeby to było możliwe, że dziecko, które się wtedy urodziło,
stało teraz przede mną. – odpowiedział, wskazując dłonią na blondynkę. –
Dziewczyna była wcześniakiem i niestety zmarła kilka godzin po urodzeniu.
-Chwila.
Jak to? – odezwał się Justin. – Czy do aktu urodzenia nie powinna być dołączona
dokumentacja o zgonie jeśli zdarzyło się to na terenie szpitala, w którym się
urodziło?
-Powinna
być. I jestem pewny panie Bieber, że jest dołączony ten dokument. Przykro mi,
ale nie mogę wam w niczym pomóc. – powiedział. Serce Victorii zabiło dwa razy
mocniej niż biło do tej pory. Nie wiedziała tylko z jakiego to powodu. Skoro
dziewczyna, która urodziła się w tym samym dniu co ona zmarła, to znaczy, że to
nie był jej akt urodzenia. Z drugiej jednak strony to był jedyny akt urodzenia z
tego dnia w tym szpitalu. Mogło to oznaczać tylko, że została urodzona zupełnie
gdzie indziej.
-Dziękujemy.
Do widzenia. – zawołała blondynka i wyszła z gabinetu. Za nią podążył gwiazdor.
Przez całą drogę do wyjścia z
budynku nastolatkowie nie odzywali się do siebie. Obydwoje nie wiedzieli co
mają o tym myśleć. Mieli nadzieję, że dzięki tej wizycie dowiedzą się
czegokolwiek, jednak wrócili do punktu wyjścia. Do rozwiązania tej sprawy było
bardzo daleko. Victoria zaraz po wyjściu ruszyła wzdłuż Lexington Avenue. Nie
oglądała się za siebie, aby zobaczyć czy brązowooki za nią idzie. Nie wiedziała
co ma myśleć o tym wszystkim. Miała nadzieję, że wyjdzie od tego lekarza z
jakimiś informacjami, które jej pomogą w odnalezieniu rodzicielki. A
dowiedziała się, że nie wie nic. Nawet nie wiedziała, gdzie się tak naprawdę
urodziła.
Po dwudziestu minutach drogi w końcu
się zatrzymała. Znajdowała się na York Avenue, gdzie mieszkała przed
wyprowadzką. Kilka sekund później doszedł do niej piosenkarz. Była zdziwiona,
że szedł za nią taki kawałek drogi. No ale w sumie on nie znał tak tego miasta
jak dziewczyna, więc nie miał innego wyjścia, niż podążanie za nią.
-Gdzie
jesteśmy? – zapytał, rozglądając się na wszystkie strony.
-Mieszkałam
na tej ulicy kiedyś. – odparła. – Chodź. – powiedziała i ruszyła na boisko,
które znajdowało się niedaleko nich. Jak była mała uwielbiała tam przychodzić i
grać razem z innymi dziećmi w piłkę. Była typem osoby, która nie miała nic
przeciwko ubrudzeniu się. Uwielbiała wszelkiego rodzaju sporty i wspinać się na
drzewa. Pomimo tego, najbardziej uwielbiała jednak pozowanie do zdjęć. Jeszcze
przed odejściem jej mama często przychodziła tutaj i robiła jej zdjęcia jak
grała. Zdarzało się też, że podczas jakiejś akcji, kiedy blondynka zobaczyła
swoją rodzicielkę, zatrzymała się, zapozowała i dopiero później ruszyła dalej.
Wywoływało to zawsze śmiech u kobiety. Widziała, jak wielką pasją dziewczynka
darzy modeling.
Kilkoro chłopców grało w piłkę
nożną, więc nastolatkowie przemknęli niepostrzeżenie przez boisko i usiedli na
jednej z ławeczek, przypatrując się grze dzieci. Osiemnastolatka zaczęła
opowiadać piosenkarzowi o jej życiu przed wyprowadzką. Wspominała te dobre, jak
i te gorsze dni. Milczała jedynie na temat swojej mamy, której jak się okazało
w ogóle nie pamięta i ma tylko wspomnienia z kobietą, którą wyobrażała sobie
jako Alexandrę Karlson.
Kiedy zegar wybił godzinę 15:00
nastolatkowie zdecydowali się już zbierać. Przełożyli wizytę w The Anderson School na jutro. Victoria
miała dość wrażeń i informacji, a może raczej ich brak, jak na jeden dzień. Po
dotarciu do hotelu osiemnastolatkowie zdecydowali się na pójście do hotelowej
restauracji, aby zjeść obiad. Zamówili stoli z daleka od innych, mając
nadzieję, że nie zauważą ich nieodpowiednie osoby.
-Co
zamawiasz? – zapytał Justin, podnosząc swój wzrok znad menu na niebieskooką.
-Makaron
z brokułami i sosem serowym. A ty?
-Kurczaka
z ziemniakami i sałatką warzywną. – odpowiedział. Złożyli swoje zamówienia i czekali
cierpliwie na swoje dania. Przez większość czasu starali się ustalić co zrobią
jutro, jak pójdą do tej szkoły. Mieli nadzieję, że tam im się poszczęści i
czegokolwiek się dowiedzą.
-Dobra.
Chyba mamy już wszystko ustalone. – powiedziała blondynka, odgarniając swoje
włosy, które zachodziły jej na oczy.
-To
może powiesz mi coś o sobie teraz? – zaproponował chłopak, uśmiechając się
szeroko do dziewczyny, co wywołało u niej natychmiastowy śmiech.
-Chyba
wiesz już o mnie bardzo dużo. Trochę ci poopowiadałam dzisiaj, co nieco wiesz
od Christiana, Chaza i Ryana, więc nie wiem co jeszcze byłoby do powiedzenia. –
odparła.
-Mogę
cię o coś zapytać?
-Tak
sądzę.
-Czy
stało się coś między tobą i Jasonem?
-Pokłóciliśmy
się. Okłamałam go, a może raczej powinnam powiedzieć, że zataiłam przed nim
ważną sprawę i teraz nie chce mieć ze mną już nic wspólnego. Zresztą nie dziwię
mu się. – zaczęła. – Przez te trzy lata byłam beznadziejną przyjaciółką, a on
zasługuje na znacznie więcej.
-Jestem
pewien, że wszystko sobie jakoś wyjaśnicie. – brązowooki chwycił Parker za
rękę, dodając jej otuchy.
-To
może ty mi coś teraz o sobie powiesz? – zaproponowała dziewczyna, upijając łyk
wody, którą kelner przyniósł niedługo po zamówieniu przez nich posiłków.
-A
co chcesz wiedzieć?
-Hmm
– zastanowiła się przez chwilę. – Może powiedz mi coś o swojej nowej trasie?
-No
to trasa będzie się nazywać Believe Tour. Będę na niej śpiewał przede wszystkim
piosenki z najnowszego albumu, ale będzie też kilka starych. Zagramy aż 162
koncerty.
-Rany!
Dasz radę aż tyle koncertów dać? – zapytała.
-Sądzę,
że tak. Na My World miałem małe problemy z gardłem, ale jakoś udało mi się to
przetrwać. Wtedy nie byłem świadomy tego, jak bardzo muszę uważać na to ile
mówię i jak głośno. Teraz będę to wszystko ograniczać. Nie powinno być
problemów.
-Nadal
będziesz wybierać One less lonely girl?
-Czyli
wiesz co nieco o mnie? – na jego twarz wkradł się chytry uśmieszek. – A może
zaraz się dowiem, że w ogóle jesteś Belieber, co?
-No
pewnie. Jestem twoja psychofanką i tylko czekam, aż zostaniemy całkiem sami.
Marz dalej Bieber. – wytknęła mu język, śmiejąc się cicho. – Wiem trochę
rzeczy. Moja siostra jest twoją wielką fanką, a po za tym nie żyję w jaskini. O
niektórych rzeczach nie da się nie słyszeć.
-Właściwie
to fakt.
-Po
za tym masz całkiem fajną rodzinę.
-Poznałaś
tylko mamę, babcię i dziadka, ale to prawda, że mam fajną rodzinę. Jest ona
właściwie strasznie duża. Z większością niestety spotykam się raz do roku w
Boże Narodzenie.
-Masz
rodzeństwo?
-Tak.
Przyrodnie. Jazmyn ma cztery lata, a Jaxon w listopadzie skończy dwa. Obydwoje
mieszkają z moim tatą i jego żoną w Toronto. Może kiedyś ich poznasz. Są
naprawdę świetni.
-Bardzo
bym chciała.
Od autorki:
Jak na razie nic się jeszcze takiego nie
dzieje. 25 rozdział to jest już dosyć sporo informacji. Musicie jeszcze trochę
poczekać, ale obiecuję, że będzie warto. Nowy post dodam za niedługo. Zobaczymy
kiedy mi się będzie chciało hahaha. Miłego weekendu. Kocham was ♥
Zapraszam was również na bloga motywacyjnego mojego starszego brata >>> klik ♥
Zapraszam was również na bloga motywacyjnego mojego starszego brata >>> klik ♥
co to sie dzieję, nic już nie rozumiem :)
OdpowiedzUsuńale rozdział świetnie napisany:*
@magda_nivanne
genialny rozdzial. mam nadzieje, ze uda mi się tlumaczyć to opowiadanie tak jak chcialam. czekam na nastepny bo trochę zamieszania jest i mam tyle pytan, na ktore mi pewnie i tak nie odpowiesz tylko powiesz zebym poczekala. coraz bardziej intrygujesz haha. kocham ♥ - jessica.
OdpowiedzUsuńWow, ale mnie zaskoczyłaś, że to nie jej akt urodzenia ani nic. Kurde to oni są teraz, że tak brzydko powiem w "czarnej dupie". Ciekawe co dalej, jejku szkoda mi Victorii bo musi przez to wszystko przechodzić, dobrze że chociaż Justin jest przy niej :D
OdpowiedzUsuńCzekam na następny rozdział :*