poniedziałek, 21 lipca 2014

Rozdział 25

                 The Anderson School jest budynkiem dużych rozmiarów. Chodzi do niej ponad 200 dzieci. Ukończenie szkoły   trwa osiem lat, jednak Victorii Parker nie było to dane. Zaraz w czwartej klasie ojciec z niewiadomych powodów, wypisał ją i edukację na poziomie podstawowym zakończyła już w Union City w Connors Primary School. Całym sercem nienawidziła tej szkoły, ale nie mogła nic na to poradzić. Tata by jej nie posłuchał, więc musiała jakoś przeżyć te cztery lata.
                Nie spodziewała się, że jeszcze kiedyś będzie miała okazję tutaj przyjść. W przeciwieństwie do większości uczniów na świecie, ona uwielbiała się uczyć. Nie sprawiało jej to problemów, a przez większość czasu i tak nie miała nic innego do roboty. Ojciec cały czas pracował i nie miał dla niej czasu, a już zwłaszcza kiedy dziewczyna skończyła dwanaście lat. Poznał wtedy Alice i już kompletnie nie zauważał ani Victorii, ani Rosalie.
                Spojrzała na Justina, który stał koło niej i czekał na to, aż ona będzie gotowa, żeby wejść do środka. Uśmiechnęła się lekko, odgarniając włosy do tyłu, a następnie pchnęła drzwi, przekraczając próg. Wszędzie było cicho ze względu na to, że były wakacje i poza woźnymi i niektórymi pracownikami szkoły, którzy musieli uporządkować dokumenty nie było tam nikogo.
                Blondynka pomyślała, że najlepiej by było zdobyć adres Alexandry Karlson, ponieważ nie spodziewała się, że zastanie ją w sobotę w szkolę, a zależało jej na czasie. Wspomnienia z tych czterech lat spędzonych w tej placówce były zamazane, ale to, co zapamiętała, to drogę do sekretariatu. Było to ostatnie pomieszczenie, jakie widziała. Doskonale pamięta jak jej ojciec wszedł z nią i poprosił o wypisanie. Starała się wyprosić zmianę zdania u mężczyzny, jednak nic nie działało.
Wskazała piosenkarzowi, że muszą iść w prawo i tak też zrobili. Na końcu korytarza znajdowały się znajome, czarne drzwi. Zapukała w nie delikatnie, a usłyszawszy głos starszej kobiety, powoli weszła do środka. W pomieszczeniu znajdowały się dwie sekretarki, które na pewno miały około 60 lat, jeśli nie więcej. Victoria uśmiechnęła się do nich i podeszła do lady, za którą siedziały.
-W czym możemy wam pomóc? – zapytała jedna z kobiet, wstając z krzesła.
-Szukamy nauczycielki  Alexandry Karlson. – odezwał się Justin, ściągając z oczu okulary przeciwsłoneczne, wiedząc, że żadna z nich nie poda adresu jej zamieszkania byle komu. Jedyną szansą była jego osoba.
-Przykro mi, ale panna Karlson już tutaj nie pracuje. – odpowiedziała kobieta o blond włosach spiętych w koka.
-Jak to? Czemu?
-Została zwolniona za przepuszczenie uczniów do następnej klasy bez pisania egzaminu. Wystawiła wszystkim jak najwyższe oceny z testów, których oni nawet nie pisali.
-Poszła za to do więzienia? – zapytał piosenkarz.
-Oczywiście. Jak mogłoby być inaczej?
                Victoria wypuściła powietrze, przeczesując ręką włosy. Kiwnęła delikatnie głową, że rozumie i razem z osiemnastolatkiem podziękowali za informacje, wychodząc z sekretariatu. Idąc przez korytarz nikt się nie odzywał. Dziewczyna była pewna, że to koniec jeśli chodzi o znalezienie jej prawdziwej matki i właściwie to nie wykluczone, że również ojca. Tego by się jednak nigdy nie spodziewała. Uważała, że jest dosyć podobna do Andrew nie tylko pod względem wyglądu, ale nawet niektóre cechy charakteru mieli takie same. Jednak widocznie to nie wszystko, żeby być pewnym, że są spokrewnieni. DNA też ma znaczenie. Zamiast złapać taxi postanowili się przejść do Central Parku. Przez całą drogę niebieskooka zastanawiała się co tak naprawdę powinna teraz zrobić, skoro nie ma szans na poznanie prawdy o sobie i swojej rodzinie. Wiedziała, że nie będzie potrafiła udawać, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, a ojciec będzie kłamał dopóki tylko będzie mógł, żeby uniknąć komplikacji i niepotrzebnych sporów.
                Justin z drugiej strony nie odrywał wzroku od swojego telefonu. Cały czas coś czytał i wyszukiwał. W pewnej chwili gdy spacerowali przy jeziorze chłopak uśmiechnął się szeroko, spoglądając na Parker. Potrząsnął nią lekko, wyrywając z zamyślenia. Gdy ta zwróciła na niego uwagę, zablokował iPhone’a i schował do kieszeni.
-No więc poszukałem trochę w internecie na temat tego całego oszustwa i okazuje się, że Alexandra Karlson rzeczywiście dopuściła się takiego czynu, została aresztowana, ale wypuścili ją za kaucją i proces jest cały czas w toku.
-To pytanie teraz gdzie mieszka.
-Napisałem do kumpla, który ma dostęp do takich informacji. Powiedział, że mieszka na Murray Street 75. Wiesz gdzie to jest? – zapytał, a na twarzy blondynki pojawił się szeroki uśmiech. Pokiwała twierdząco głową i pociągnęła go za rękę, idąc w kierunku, który był jej dobrze znany. – Nie sądziłem, że aż tak dobrze znasz Nowy Jork. – odezwał się piosenkarz, kiedy doszli do celu swojej podróży.
-Nie znam. Po prostu tutaj kiedyś chodziłam z mamą. Ona szła do kosmetyczki, ja na nią czekałam, a później szłyśmy na lody. Wierz mi, że nie da się zapomnieć miejsca takiego jak to. Kochałam tutaj przychodzić. Który numer?
-75.
-No to chyba jesteśmy we właściwym miejscu. To musi być ta biała kamienica. – powiedziała, podchodząc do drzwi. Widząc domofon, na którym na jej szczęście były napisane nazwiska, nacisnęła na odpowiedni guzik i czekała, aż ktoś się odezwie.
-Słucham?
-Przesyłka specjalna. – odpowiedziała i chwilę później usłyszała dźwięk , który oznaczał, że została wpuszczona do środka.
-Kłamczucha.
-Nie prawda. Ja jestem przesyłką specjaln….ych informacji.
-No pewnie. – zaśmiał się brązowooki, puszczając dziewczynę przodem.
                Wchodząc po schodach, Victoria zastanawiała się czego właściwie ma oczekiwać po tym spotkaniu. Nie wiedziała co Alexandra może jej powiedzieć i czy w ogóle cokolwiek wie. Może się równie dobrze okazać, że była po prostu przypadkową osobą, o której pomyślał jej ojciec, a dodatkowo jest dosyć podobna do osiemnastolatki. Idealne połączenie.
                Zatrzymała się przy czarnych drzwiach, które wskazywały na to, że to jest miejsce zamieszkania byłej nauczycielki. Spojrzała z obawą na piosenkarza, który stał tuż za nią. Kiedy ten zauważył, że blondynka jest wystraszona, uśmiechnął się do niej lekko, dodając otuchy.
                Wzięła głęboki oddech, podnosząc rękę i zapukała lekko w drzwi. Usłyszała szczekanie psa, jednak dochodziło ono chyba z mieszkania obok. Po chwili drzwi zaczęły się otwierać, aż w końcu nastolatkowie zobaczyli wysoką kobietę o długich, kręconych włosach i głęboko niebieskich oczach. Była ubrana w czerwoną sukienkę, która idealnie grała z czerwoną szminką na jej ustach.
-Spodziewałam się ciebie tutaj zobaczyć prędzej czy później Victorio. – powiedziała na wstępie, otwierając szerzej drzwi, aby mogli wejść do środka. Mieszkanie nie było duże. Miało jeden pokój i kuchnie połączoną z salonem, do której zaprosiła ich Alexandra. Wskazała ręką na czarną skórzaną kanapę. Justin od razu na niej usiadł, ale Victoria była niepewna, skąd ona w ogóle ją zna. Stała niedaleko barku, który oddzielał duży pokój od kuchni i rozglądała się po pomieszczeniu. Wszystko było urządzone w nowoczesnym stylu. Przeważały kolory bieli i jasnego brązu.
                Kobieta podeszła do lodówki i wyciągnęła z niego dzbanek z sokiem i dwie szklanki. Postawiła je na stoliczku naprzeciwko chłopaka, a następnie usiadła na fotelu obok, spoglądając z uśmiechem na osiemnastolatkę. W końcu dziewczyna się przemogła i usiadła obok gwiazdora.
-Zakładam, że masz dużo pytań. – zaczęła Alexandra, zakładając nogę na nogę. Justin, obserwując zachowanie nauczycielki, nie mógł się oprzeć wrażeniu, że jest ona bardzo podobna do Victorii. Nie tylko z wyglądu, ale i z zachowania. Jednak wyglądała bardziej na jej starszą siostrę. Niebieskooka otworzyła torebkę i wyciągnęła z niej kilka swoich zdjęć z dzieciństwa, na których znajduje się Karlson. Podała je kobiecie.
-Pierwsze pytanie, to czemu jest pani na tych zdjęciach i skąd wie jak mam na imię? – odezwała się w końcu blondynka, a jej głos drżał lekko. Wiedziała, że to spotkanie odmieni sporą część jej życia, jak nie całe. Przyglądała się z uwagą, kiedy ona przeglądała te zdjęcia z lekkim uśmiechem na ustach. – Są one przerobione.
-Wiem. Zauważyłam. Szczerze nie mam pojęcia czemu Andrew zadał sobie tyle trudu i umieścił mnie na nich. Jak do mnie zadzwonił wczoraj, byłam pewna, że albo się dowiedziałaś o wszystkim, albo jesteś bliska odkrycia prawdy. – powiedziała, odkładając fotografie na stoliczek. – Jak już zauważyłaś pewnie, jesteśmy do siebie bardzo podobne. Ale wierz mi, że jesteś jak siostra bliźniaczka swojej mamy, kiedy ona była w twoim wieku.
-Znała pani moją mamę? – zapytała.
-Twoją prawdziwą mamę. Znałam. Co więcej jestem jej siostrą. – oznajmiła, a blondynka zamarła. W jej głowie teraz pojawiły się tysiące pytań. – Co czyni mnie twoją ciocią. – nauczycielka wstała z fotela i podeszła do regału z książkami. Wyciągnęła jedną z nich, która wyglądała na duży album i tym też była. Podała go Victorii, prosząc, żeby zajrzała do niego. Było tam pełno zdjęć Alexandry i kobiety, która naprawdę przypominała osiemnastolatkę. Dziewczyna była pewna, że to jest jej rodzicielka. – Katherine Karlson.
-Czemu akt urodzenia Vicky został sfałszowany? – odezwał się Justin, widząc, że nastolatka nie jest w tej chwili w stanie nic powiedzieć. Przyglądała się fotografiom ze łzami w oczach.
-Sądzę, że Andrew nie chciał po prostu, żeby Victoria dowiedziała się o wszystkim.
-Czyli o czym dokładnie?
-Zacznę może od początku. – zaproponowała. – 20 lat temu moja siostra Katherine poznała mężczyznę - Petera Norisona. Zakochała się w nim i po roku zaręczyła. Kat kilka tygodni później dowiedziała się, że zaszła w ciążę i postanowiła z Peterem zaczekać ze ślubem do urodzenia się Victorii. On był dyrektorem placówki budowlanej, a ona kończyła studia i odbywała staż w firmie projektanckiej. Magazyn „The news” miał z nią przeprowadzić wywiad i tak też poznała Andrew. Zauroczyła się w nim, a on w niej. Dlatego też do ślubu z Peterem nigdy nie doszło. Zamieszkała z Parkerem tutaj w Nowym Jorku. Wychowywali ciebie Victorio, a po jakimś czasie pojawiła się również Rosalie. Z tego co wiem, to Kath zdradziła Andrew kiedy miałaś 8 lat i zostawiła cię i Rosalie pod jego opieką, a sama uciekła z kochankiem do Chicago. Niestety zginęła w wypadku samochodowym 3 lata temu. Byłam na jej pogrzebie. Bardzo mi przykro. – zakończyła, spoglądając na osiemnastolatkę, która dokładnie wysłuchała jej opowieści, nie mając odwagi spojrzeć kobiecie w oczy. Cały czas wpatrywała się w zdjęcia w albumie. Po jej policzkach spływały łzy, które ścierała ręką. Po chwili podniosła głowę do góry, zbierając się do zabrania głosu.
-Co się stało z moim prawdziwym ojcem?
-Mieszka w Stratford tam gdzie ty. Andrew powiedział mi, że założył rodzinę zaraz po przeprowadzce do Kanady i ma pięcioletnią córkę Katie. Ale ponoć strasznie upadł. Stracił pracę, pije i raczej średnio radzi sobie z wychowywaniem małej.
-Chcesz mi powiedzieć, że mam jeszcze jedną przyrodnią siostrę?
-Tak. Masz. Ale naprawdę uważam, że nie powinnaś być zła na Andrew. Robił wszystko, żebyś została wychowana jak należy. Jak sama teraz mogę ocenić, wykonał świetną robotę.
-Okłamywał mnie przez te wszystkie lata.
-Robił to z miłości. Traktuje cię jak własną córkę. A zrobił wszystko, żebyś nie wiedziała o swojej mamie, ponieważ wiedział, że byś się rozczarowała. Jego też to zabolało. Moja siostra nigdy nie należała do osób, które potrafią być związane z jedną osobą na całe życie.
-Czemu nigdy nie próbowałaś nawiązać ze mną kontaktu? W końcu jesteś moją ciocią, prawda? – zapytała Victoria z wyrzutem. Chociaż wiedziała, że nie potrafi tak naprawdę być zła na kobietę. Za bardzo przypominała ją samą.
-Próbowałam, ale Andrew miał rację, że nie byłaś na to gotowa, a później to tak przeciągaliśmy, że w końcu wiedzieliśmy, że znienawidzisz wszystkich jeśli się dowiesz. – odpowiedziała. Blondynka zacisnęła dłonie mocno. Była wściekła. Wstała szybko z kanapy i wyszła z mieszkania, nie czekając nawet na piosenkarza.
                Dotarła do hotelu po godzinie. Nie miała ochoty na jazdę taksówką. Wiedziała, że musiała jakoś odreagować, a spacer wydawał się najlepszym rozwiązaniem. Wzięła od recepcjonistki klucz od swojego pokoju i weszła do windy. Gdy była już w sypialni, rzuciła na łóżko swoją torebkę i poszła do łazienki. Spojrzała na swoje odbicie w lustrze. Wyglądała jak tysiąc nieszczęść. Makijaż miała całkowicie rozmazany, jej oczy były lekko czerwone, a włosy w kompletnym nieładzie. Oparła ręce na umywalce, nie spuszczając z siebie wzroku. Ze względu na wszystkie emocje w niej siedzące, zaczęła najnormalniej w świecie płakać. Usiadła na zimnych płytkach, podkulając nogi pod brodę. W tej chwili nic ją nie obchodziło. Chciała po prostu zniknąć. Wyjechać na zawsze, żeby nikt jej nie znalazł. Jej świat się rozpadł na miliony kawałeczków. Wszystko co tak naprawdę miało do tej pory dla niej jakiekolwiek znaczenie, obróciło się do góry nogami. Przez całe życie była oszukiwana przez ludzi. Nie znała siebie. Była zupełnie kimś innym, niż myślała, że jest. Była słaba. Wiadomość, że jej mama nie żyje, też do niej trafiła. Kobiety, która wydała ją na świat, już na nim nie było. Jej prawdziwy ojciec mieszkał niedaleko niej przez 10 lat, a ona o tym nie miała pojęcia. W dodatku ma dwie przyrodnie siostry.
                Dochodziła 20:00. Victoria w końcu nie miała już żadnych sił, żeby płakać, więc podniosła się i zmyła z siebie cały make up. Włosy związała w niedbałego koka, a ciuchy, które miała na sobie ściągnęła i wrzuciła do walizki, wyciągając szare jeansy i luźną, czerwoną bluzkę z krótkim rękawem. Szybko je na siebie założyła, chcąc poczuć się trochę lepiej. Jednak ciuchy tak naprawdę nic nie dają. Nie w takiej sytuacji. Podeszła do hotelowego telefonu i zamówiła do pokoju szampana. Wyciągnęła z torby paczkę papierosów i zapaliła jednego, siadając obok łóżka.
 
*
 
                Jason leżał w pokoju, wpatrując się w sufit jakby był najciekawszą rzeczą na świecie. Nie potrafiło do niego dotrzeć to, co się wczoraj stało. To było dla niego jak cios, którego się kompletnie nie spodziewał. Nie po Sam. Sądził, że znał ją najlepiej. Prawda była taka, że nic o niej nie wiedział. Tak mu się tylko wydawało.
                Po raz siódmy ktoś próbował się z nim skontaktować. Osiemnastolatek nie miał ochoty patrzyć na ekran komórki. Potrzebował spokoju i samotności. Przypomniał sobie jednak, że to zawsze mogła być Victoria. Podniósł się więc do pozycji siedzącej z zamiarem znalezienia telefonu. Leżał na jednej z poduszek, czego wcześniej nie zauważył. Zobaczył imię, które wywołało u niego złość i odrzucił połączenie. Później kolejne i jeszcze jedno. W pewnym momencie wkurzył się na tyle, że odebrał, mając nadzieję, że powie czego chce i da mu spokój.
-Czego Bieber? – warknął na powitanie. Mógł się domyślić, że piosenkarz się zmieszał jego zachowaniem, ale zignorował to.
-Czy Victoria jak jest smutna, chce być sama, czy powinienem do niej iść?
-Co jej zrobiłeś? – zapytał zły.
-Nic. Po prostu dowiedziała się o swojej rodzinie czegoś, o czym ci pewnie sama powie jak przylecimy. Zamknęła się w pokoju i nie wychodzi.
-Victoria nigdy nie chce być sama kiedy coś się dzieje. Chociaż też potrzebuje konkretnych osób w takim momencie
-Dzięki. – odpowiedział gwiazdor i rozłączył się.
                Zapukał do drzwi pokoju hotelowego, w którym mieszkała Victoria, jednak nie usłyszał odpowiedzi. Delikatnie chwycił za klamkę i otworzył je, nie chcąc, aby dziewczyna się na niego wkurzyła. Blondynka siedziała na ziemi z kieliszkiem szampana w jednej ręce i z papierosem w drugiej. Kiedy zauważyła Justina, uśmiechnęła się do niego i zaprosiła do środka. Chłopak już od razu wiedział, że musiała się wstawić, gdyż nie było widać po niej, że coś się stało. Nie chciał jednak przypominać jej o wszystkim. Uważał, że zasługiwała na odpoczynek od tego. Choćby na kilka godzin. Podszedł do niej i zajął miejsce obok. Nastolatka podała mu swój kieliszek, który wziął i szybko wypił zawartość.
-Życie jest do dupy. – zaczęła niebieskooka, wpatrując się w obraz na ścianie przed nią.
-Życie nie jest do dupy. Czasami po prostu daje ci kopa w dupę, żebyś cały czas nie była szczęśliwa.
-Nie wiem już co to jest szczęście. – odpowiedziała, biorąc do ręki butelkę i upiła trochę alkoholu. Zgasiła papierosa i położyła głowę na ramieniu brązowookiego. – Co się stało między tobą i Seleną? – zapytała znienacka. Usłyszała ciche westchnienie chłopaka.
-Zdradziła mnie. Wybaczyłem jej to, bo upierała się, że to był błąd i już go nie popełni, a później dowiedziałem się, że wykorzystywała mnie dla sławy. – odparł Justin, odbierając od Victorii szampana i wypił kilka łyków.
-Kochasz ją?
-Tęsknie za nią. Ale nie wiem czy kocham jeszcze. – powiedział. Podniósł się trochę, przez co dziewczyna musiała podnieść głowę. Spojrzała na piosenkarza z żalem w oczach. - Nie musisz mi współczuć. Dam sobie radę. To tylko kolejna dziewczyna, która widzi we mnie sensacje, a nie zwykłego chłopaka. – dodał, odkładając alkohol obok. Cały czas wpatrywał się w blondynkę, a ona w niego. Siedzieli w milczeniu przez jakieś 10 minut po czym Justin zbliżył się do niebieskookiej i złożył na jej ustach pocałunek, który bardzo szybko odwzajemniła. Dało się wyczuć odór alkoholu i dym papierosowy, ale ani jemu, ani jej to nie przeszkadzało. Victoria położyła swoją dłoń na policzku chłopaka i usiadła na niego okrakiem, nie odrywając swoich ust od jego. Poczuła na swoich udach zimne ręce, zadrżała lekko, ale nie zrzuciła ich. Wręcz przeciwnie. Pogłębiła pocałunek. Oplotła swoimi rękami jego szyję, co osiemnastolatek sprytnie wykorzystał i podniósł ją, a następnie położył na łóżku. Spojrzał na dziewczynę, odrywając się od niej delikatnie. Posłał jej uśmiech, który odwzajemniła. Podniosła się lekko, zjeżdżając rękami na koniec koszulki chłopaka i pociągnęła go, zgrabnie ściągając. Justin nie zostawał jej dłużny i szybko pozbył się jej górnej i dolnej części ubrania, sprawiając, że została w samej bieliźnie. Jego pocałunki zeszły na szyje, dekolt i brzuch blondynki, które bardzo się jej spodobały. Alkohol działał na dwójkę, jednak nie byli na tyle pijani, żeby nie potrafili racjonalnie myśleć. Chcieli tego, chcieli zapomnieć.   
 
Od autorki:
Nareszcie się wyjaśniło, huh? Spodziewaliście się tego? Mam nadzieję, że nie, bo jeśli jest inaczej to jestem beznadziejna w wymyślaniu sytuacji haha. Przepraszam jeśli ktoś się zawiódł na tym, że nie opisałam sceny łóżkowej, ale to nie moja bajka. Nie przepadam za pisaniem takich rzeczy.
Od razu mówie też, że nie miałam w zamiarze obrażenia Seleny. Opisałam ją tak ponieważ pasowało mi to do opowiadania, ale nic do niej nie mam, więc proszę mnie nie hejtować za to.
Po za tym wczoraj rozmawiałam z jedną dziewczyną, która czyta to opowiadanie. Zapytała mnie ile zajmuje mi pisanie jednego rozdziału. Z tym jest różnie. Czasami kilka godzin, a czasami kilka dni. Przede wszystkim na początku muszę przemyśleć rozdział, później wyszukuje informacji, które mi będą potrzebne jak na przykład adresy, imiona, nazwiska itp. Czytelniczka napisała mi, że z nudów wpisała w google „Alexandra Karlson” i wyskoczyła jej nauczycielka ze szkoły z Nowego Jorku, która została skazana za sfałszowanie testów. Wyszło to w tym rozdziale. Nie zmyśliłam tego. Dużo rzeczy, które pisze są prawdą. Dlatego czasami tak długo mi schodzi na ich pisanie.
ZAGŁOSUJCIE W ANKIECIE PO PRAWEJ STRONIE.
 PROSZĘ!

3 komentarze:

  1. o kurcze, ciocia?mama nie żyje ? tego całkowicie się nie spodziewałam ;o
    świetnie to wymyśliłaś ...
    @magda_nivanne

    OdpowiedzUsuń
  2. Jezuuu wkońcu się pocałowali!!!! Nxjdndknsbsknskajsnsj *-* genialny rozdział po prostu!

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny jak zawsze. Ale mnie zaskoczyłaś. Pół godziny siedziałam z otwartą buzią i zastanawiałam się czy ja na pewno dobrze to przeczytałam haha. Genialne. Ciekawa jestem co będzie dalej. A i wszystkiego najlepszego z okazji imienin słońce! ♥

    OdpowiedzUsuń